Dziś (10 maja) mija 191 rocznica bitwy pod Lubartowem
10 maja mija 191 rocznica potyczki pod Lubartowem, w której starły się oddziały polskiego Korpusu gen. W. Chrzanowskiego i armii rosyjskiej gen. Kreutza. Również w tym roku lubartowscy regionaliści odwiedzą miejsca pamięci zapalając w intencji poległych znicze.
Bitwa pod Lubartowem została stoczona 10 maja 1831 roku podczas powstania listopadowego. Wojskom polskim udało się szczęśliwie przeprawić przez Wieprz i ruszyć na Zamojszczyznę. Wojska rosyjskie powstrzymywane przez oddział 1 kompanii 1 pułku piechoty kpt. Józefa Leśniowskiego bombardowały miasto, wywołując liczne pożary. Załoga polska przez kilka godzin odpierała szturmy i wytrzymywała ostrzał artyleryjski. Poddali się dopiero po wystrzeleniu wszystkich naboi i wybiciu bram klasztornych. W tym czasie miasto płonęło. Rosjanie otoczyli Lubartów, nie pozwalając ludności cywilnej na wydostanie się. Kto mógł chronił się w piwnicach swoich domostw. W aktach parafialnych odnotowano śmierć kilkuosobowej rodziny Lisków, która „w pogorzeli całego miasta Lubartowa przez wojska cesarsko – rosyjskie podpalonego z przyczyny walki z wojskiem polskim spaliła się czyli podusiła od gorąca w piwnicy pustej ukrytych”. Byli to: Mikołaj Lisek (lat 46), jego żona Ewa z Kurlów (lat 32), ich pięcioro dzieci i bratanek. Poniesione z tego powodu i wyliczone później straty materialne Lubartowa przewyższały kilkakrotnie straty innych miast w województwie lubelskim i wynosiły w skali całego województwa przeszło 12% . Na lubartowskim cmentarzu parafialnym znajduje się mogiła powstańców listopadowych, walczących w korpusie gen. Wojciecha Chrzanowskiego z pułku strzelców mjr Falkowskiego poległych 9 maja 1831 w okolicach Lubartowa (Firlej) oraz 5 pułku ułanów płk Chmielewskiego poległych 10 maja 1831 r. w czasie przeprawy przez rzekę Wieprz. W maju 2016 r. na placu przy kościele o.o. Kapucynów zasadzono Dąb jako wieczny symbol naszej pamięci. Również w tym roku lubartowscy regionaliści odwiedzili te miejsca zapalając w intencji poległych znicze.
Walący się mur przy kościele po-Kapucyńskim w Lubartowie domagał się gwałtownie remontu. Wąska uliczka ciągnąca się tuż przy nim zaczęła być nawet niebezpieczną dla ruchu kołowego, który ostatecznie został wstrzymany przez władze miejskie. Otóż rektor kościoła, pomimo braku funduszy w ubogiej skarbonie kościelnej, postanowił nie dopuścić do ruiny i po porozumieniu się z parafianami i dozorem, uzyskał pracę ofiarną murarzy lubartowskich, co umożliwiło przystąpienie do rozbiórki muru. Robota rozpoczęta wiosną 1926 r., posuwała się chyżo naprzód. Na parę tygodni przed Wielkanocą zaczął się już wznosić częściowo nowy mur i oto w chwili wykopywania z ziemi zbytecznych gruzów i kamieni, natrafiono na kości ludzkie. W tem miejscu nie było nigdy cmentarza. Odkrycie przejęło do głębi robotników i zachęciło do poszukiwań. Wkrótce – rozkopana ziemia odkryła szkielet polskiego żołnierza – powstańca i zrozumiano wszystko. Ręce wzniosły się do czapek a usta- poruszały słowami modlitwy…
Dziewięćdziesiąt pięć lat cień Kapucyńskiego muru był grobem bohatera nieznanego nikomu. Któż to był? Żołnierz prosty czy dowódca oddziału walczącego mężnie pod osłoną kościoła? Może to podpułkownik Chmielewski albo major Falkowski, zabici obaj w krwawej bitwie pod Lubartowem? Kto by to nie był! Mniejsza o nazwisko! Wiadomo jednak, że to jeden z tych świętych ofiarników na śmierć posłanych, którzy poddali się po wystrzeleniu ostatniego naboju.
Sinawa mgła przepełnia powietrze… Majowy aromat płuca chłoną a wzrok przebija z trudem zasłonę mglistą. Słychać tętent… a spoza mgły coś różowi się , pali. To most na rzece za naszą konnicą sunącą we mgle pod dowództwem Chrzanowskiego. Od Kamionki ciągną bataliony wojska… W skrobowskim lesie zatrzymał się Skarżyński ze swą konnicą i artylerią podchodząc brygadę Feziego. Korpus Kreutza wzmożony oddziałem Kuzniecowa pełznie jak wielki tysiącgłowy gad …W oddali czerwienia się dachy pałacowe i kościelne. Smukle wieżyczki patrzą w niebo… Na klasztorze jaśnieje złoty krzyż i biała smuga muru biegnie po ziemi strzegąc świątyni Pańskiej. To Lubartów. … Z ust wodza pada rozkaz za rozkazem! Miasto zadrżało od tętentu koni i bicia serc ludzkich. Jeden batalion pierwszego pułku ukryty w murach Kapucyńskiego klasztoru stanął do walki na śmierć i życie. Rozgorzała bitwa płomieniem nienawiści i rozpaczy…Batalion pierwszy jak wielki ofiarnik pozostał w murach klasztornych bronić placówki do ostatka a Chrzanowski ruchem flankowym zwrócił się ku Łęcznej, prowadząc jednocześnie uporczywą walkę z nacierającym silnie nieprzyjacielem. Wszystkie szarże konnicy Kreutza zostały odparte i Chrzanowski szczęśliwie przeprawił się za Wieprz. A tu pod osłoną klasztornego muru idzie gra o stawkę ostatnią. Naraz – sine mgły, białe smugi obłoków, sylwetki walczących oblewa purpura. Piekielny zwiastun zagłady – łuna pożaru. Płonie stary gród Firlejów, Wiśniowieckich i Sanguszków! Łakome języki ognia ślizgają się po cennych budowlach dusząc w dymie najcenniejszy skarb- życie ludzkie. Za klasztornym murem niedobitki oddziału z zimną krwią bohaterów oceniają tragizm położenia. Wszystkie oczy skupiły się na ostatnim naboju. I… przyszła chwila przesmutna. Gwizdnęło powietrze , zapach prochu wdarł się w mózg oblężonych… padł ostatni strzał…
Cytowany powyżej tekst to fragment opowiadania autorstwa Wandy Śliwiny zatytułowanego We mgle dziejów a zamieszczonego w wydanej w roku 1928 publikacji „Ziemia Lubartowska. Szkic monograficzny, ilustrowany” opracowanego przez Wandę Jagienkę Śliwinę i Ferdynanda Tracza.
Ewa Sędzimierz
fot. Lubartów (plan z 1812 r.)