Artur Barciś bawił publiczność w Lubartowie
-Były trzy szkoły aktorskie. Warszawa i Kraków przyjmowała amantów, Łódź chciała się wyróżnić i przyjmowała charakterystycznych, więc nasz rok to były same „dziwactwa” – żartował wczoraj w Lubartowie Artur Barciś.
Artur Barciś 21 marca gościł w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Adama Mickiewicza. Znany aktor opowiadał o drodze do sukcesu oraz promował swoją książkę biograficzną „Aktor musi grać, by żyć”.
Artur Barciś pochodzi z niewielkiej wsi pod Częstochową. Wspominając dzieciństwo aktor wyznał, że już wtedy czuł, że ma jakiś dar.
– Chodziłem do podstawówki, która miała prawdziwą scenę, z kulisami, kurtyną. Byłem chłopcem drobnym, małym, chorowitym, nie było mi dobrze na przerwach, ciągle mnie ktoś „potrącał”. Najbardziej bezpiecznie czułem się na scenie, tam było mi najlepiej. Jak na nią wchodziłem i zaczynałem mówić była śmiertelna cisza, a jak skończyłem wszyscy bili brawo. Pokochałem ten dźwięk… – mówił.
Podczas spotkania w bibliotece aktor podpisywał też swoją książkę biograficzną „Aktor musi grać, by żyć”, która jest efektem jego rozmów w czasie pandemii z przyjaciółką Kamilą Derecką.
– Koleżanka przekonała mnie, aby ta książka powstała. Mówiła, że jeśli ty chłopiec ze wsi postawiłeś sobie marzenie i ta twoja determinacja sprawiła, że udało się, to jest bardzo ważne dla innych ludzi. Jeżeli jakiś chłopiec czy dziewczyna z małego miasteczka czy wsi przeczyta tą historie uwierzy, że też tak może. Dlatego się zgodziłem. – opowiadał. – Okazało się, że jest mnóstwo rzeczy, których nigdy nikomu nie opowiedziałem, bo się wstydziłem np., że zdzierałem azbest w Nowym Yorku, że umiem robić na drutach.
Na pytanie ze strony publiczności, czy zawód aktora to loteria odpowiedział: – Aby odnieść sukces w tym zawodzie muszą się spotkać trzy elementy – dar z którym człowiek się rodzi, warsztat oraz zbieg okoliczności.
(kw)