Bracia Bednarczyk zdobyli najwyższe szczyty Austrii
Jakub i Bartłomiej Bednarczyk w nietypowy sposób zdobywali najwyższe szczyty Austrii. Wrześniowy wyjazd braci zakończył się wejściem na cztery bardzo widokowe góry. Przejechali łącznie 3100 kilometrów, zwiedzając prawie cały kraj od zachodu na wschód. Spędzili aktywnie w górach około 48 godzin w ciągłym ruchu. Pokonali prawie 7000 metrów przewyższeń, zdobywając każdą z gór podczas jednego dnia. Intensywny plan został zrealizowany z dużym zapałem, a spalone kalorie trudno nawet zliczyć. Jak wyglądała podróż przez jeden z najładniejszych krajów alpejskich? Przeczytają Państwo poniżej.
Rozgrzewka w Alpach Bawarskich
Podróż rozpoczęła się 7 września, w piątek w godzinach wieczornych. Pierwszym punktem wyjazdu było zdobycie łatwego, ale za to ładnego szczytu Alpspitze, położonego w Niemczech, w Alpach Bawarskich. Kształtem góra przypomina piramidę, z lekko zadartym wierzchołkiem. Widziana jest świetnie z miasta Garmisch – Partenkirchen, będącego miejscem zimowego pucharu świata w skokach narciarskich. Tam właśnie bracia pojawili się w sobotę, po długiej podróży z Lubartowa. Pogoda, która zwykle rozdaje karty tym razem sprzyjała wyjątkowo, co zostało w pełni wykorzystane. Droga na pierwszy szczyt rozpoczęła się z parkingu o godzinie 5 nad ranem w niedzielę. Na najwyższy punkt góry prowadziła słynna Alspitze ferrata, czyli „żelazna droga”. Jest to słynna forma ubezpieczenia drogi na szczyt metalowymi klamerkami, drabinkami mającymi na celu poprawę bezpieczeństwa. Przed godziną 11 Lubartowianie stanęli obok dużego krzyża ustawionego w najwyższym punkcie góry. Po szybkim zejściu pojawili się w miejscu, gdzie rano rozpoczęli drogę. Całą trasę pokonali na własnych nogach rezygnując z obecnej kolejki górskiej, z której korzysta większość osób, skracając tym samym swój wysiłek i czas marszu. Jeszcze tego samego dnia przejechali 120 km do pobliskiej Austrii i zameldowali się w miasteczku Vent, u podnóża szczytu Wildspitze.
Najwyższy szczyt Alp Ötztalskich
Wildspitze mierzy 3768 m n.p.m. i jest drugim co do wysokości szczytem całej Austrii. Wyższy od niego jest tylko Grossglockner, zdobyty przez braci w czerwcu tego roku. Jeszcze w niedzielny wieczór, po przyjechaniu na miejsce Jakub i Bartłomiej rozpoznali początek swojej drogi oraz przygotowali i sprawdzili sprzęt potrzebny do zdobycia góry. Tym razem trasa przebiegała przez lodowiec oraz pola śnieżne. Bez dnia odpoczynku rozpoczęli swój marsz w poniedziałek o godzinie 5 rano. Nim zrobiło się jasno, drogę oświetlało im niewielkie światło czołówek, pokazujące tylko mały fragment terenu. Reszta została ukryta pod kurtyną ciemnej nocy. Pierwszym punktem, gdzie należało dotrzeć, było schronisko Breslauer Hütte (2844 m n.p.m.). Tutaj pierwszego dnia wyprawy dociera większość wspinaczy i na tym kończy dzienne zmagania. Zwolennicy typowego planu odpoczywają i dopiero kolejnego dnia udają się na szczyt. Bracia jednak ruszyli od razu w dalszą drogą. Po osiągnięciu przełęczy Mitterkarjoch należało związać się liną z powodu występujących na lodowcu szczelin, które są znanym i realnym zagrożeniem dla alpinistów. Najwyższy szczyt Alp Ötztalskich posiada również ustawiony na swoim wierzchołku krzyż. Lubartowianie pojawili się obok niego w pełnym słońcu, otoczeni pięknymi i rozległymi widokami.
Na szczycie spędzili kilka chwil, po czym udali się z powrotem do punktu wyjścia. Ciekawostką jest, że szczyt Wildspitze pojawia się w teledysku zespołu Rammstein do utworu „Ohne dich”. Po dwóch dniach mieli na swoim koncie już dwa szczyty, a była to dopiero połowa planu. Poniedziałkowe popołudnie poświęcili na krótką drogę na pobliski camping, a na nim spędzili noc w namiocie.
Wtorek był dniem poświęconym na odpoczynek i regenerację. Kolejny cel znajdował się niespełna 280 kilometrów na wschód, w Venedigergruppe, w Wysokich Taurach (najwyższym paśmie górskim Austrii). Droga do miasteczka Hinterbichl zajęła niecałe 4 godziny jazdy.
Dwa trzytysięczniki jednego dnia!
Grossvedediger z wysokością 3657 m n.p.m. uzyskuje czwarte miejsce na liście najwyższych szczytów Austrii. Droga normalna na szczyt i z powrotem prowadzi przez schronisko Defreggerhaus. Zwykle trwa dwa lub trzy, dni przy spokojnym tempie wielu turystów, którzy rozkładają trasę na kilka etapów. Bracia założyli, że wejdą i zejdą z wierzchołka jednego dnia. Taki wariant wymaga bardzo dobrej kondycji fizycznej i odpowiedniego przygotowania. Sprzyjająca pogoda zapaliła zielone światło do realizacji tego zamierzenia. Największe przewyższenie do pokonania wymagało tym razem wcześniejszego wyjścia. Była już środa, gdy wyruszyli o godzinie 3:30 z parkingu znajdującego się przy potoku. Najpierw należało dotrzeć do pierwszego obiektu na wysokości 2121 m n.p.m. czyli schroniska Johannishutee. Do tego miejsca można dotrzeć busem jeżdżącym szutrową drogą. Bracia są znani z omijania szerokim łukiem wszelkich ułatwień w górach, więc nie skorzystali z tego udogodnienia. Nie zatrzymywali się tutaj na odpoczynek, było jeszcze ciemno, a metrów do wierzchołka całkiem sporo.
Pierwsze promienie słońca zaczęły leniwie wychylać się za otaczających gór, gdy bracia byli w pobliżu górnego schroniska Defreggerhaus. Budynek znajdujący się na wysokości 2962 m n.p.m. jest początkiem ataku szczytowego dla największej liczby osób udających się na szczyt. To jednak standardowy wariant i dość mało ambitny. Bartek i jego młodszy o dwa lata brat Jakub postawili na inne rozwiązanie. W napływającym z nieba cieple dość sprawie weszli na czwarty co do wysokości szczyt Austrii. Zaoszczędzony czas pozwolił im tego dnia na zdobycie jeszcze jednego wierzchołka. Z pobliskiej, śnieżnej przełęczy udali się na Rainerhorn – wysokość 3559 m n.p.m. , był to drugi tego dnia zdobyty szczyt. Potem już było tylko z górki. Udana środa zakończyła się zasłużonym wypoczynkiem na pobliskim campingu.
Natura przypomniała o swojej sile
Poranek po raz ostatni przywitał alpinistów ciepłymi promieniami. Braciom pozostała do zdobycia ostatnia planowana góra. Piątym szczytem miał być Gross Wiesbachhorn, położony w pobliżu miasteczka Kaprun. To bardzo znana okolica słynąca ze sportów zimowych oraz wielkiej zapory na jeziorze Mooserboden, przez którą miała prowadzić droga na ostatni wierzchołek. Pomimo spakowanych plecaków i dużej motywacji silny front burzowy okazał się zbyt niebezpieczny. Zdrowy rozsądek nakazał wycofanie się z nocnego wyjścia w góry i zaakceptowaniu siły natury. Ciągłe opady zakończyły i tak bardzo udany wyjazd.
To trzecia już w tym roku górska wyprawa braci w Alpy. Więcej o pasji Jakuba i Bartłomieja Bednarczyka można dowiedzieć się na www.matemountains.pl oraz na profilu: https://www.facebook.com/MateMountainsBednarczykTeam/ , gdzie pojawiają się wszelkie aktualności z wyjazdów. Zapraszamy