Czy Jacek Tomasiak naruszył dobra osobiste Marii Kozioł? Wyrok we wtorek
– To, co zostało w tym procesie ustalone, nie budzi żadnych wątpliwości. Wykazuje pan swoją nieomylność w sytuacji, kiedy wszystko jest jasne – zwrócił się do pozwanego Jacka Tomasiaka sędzia Robert Hałabis. Przed Sądem Okręgowym w Lublinie zakończył się proces w sprawie naruszenia dóbr osobistych. Wyrok zapadnie we wtorek, 29 lipca.
Proces przeciwko radnemu miejskiemu Jackowi Tomasiakowi i zarządzanej przez niego Spółdzielni Mieszkaniowej w Lubartowie wytoczyła Maria Kozioł, prezes Lubartowskiego Towarzystwa Regionalnego.
Oczerniające według niej informacje padły w Telewizji Kanał S, którą prowadzi spółdzielnia oraz na sesji Rady Miasta. Maria Kozioł domaga się za to przeprosin i zadośćuczynienia na cele charytatywne.
Na ostatniej rozprawie (15 lipca) zeznania złożyło czterech świadków.
Przypomnijmy, że na sesji Rady Miasta w maju 2013 r. radny Jacek Tomasiak wystąpił przeciw przyznaniu Marii Kozioł tytułu „Zasłużony dla Miasta Lubartowa”. Twierdził, że w stanie wojennym należała ona do Obywatelskiej Rady Ocalenia Narodowego (organizacja popierająca działania generała Jaruzelskiego). Przywołał artykuł w książce „Lubartów i Ziemia Lubartowska” o działalności ORON. Autor artykułu Roman Kornacki, wśród osób, które należały do tej organizacji, wymienił między innymi osobę „Maria Kozioł”.
Informację o rzekomej działalności Prezes Lubartowskiego Towarzystwa Regionalnego w ORON, podała potem Telewizja Kanał S, którą prowadzi Spółdzielnia Mieszkaniowa w Lubartowie. W materiale pojawił się fragment przemówienia generała Wojciecha Jaruzelskiego oraz drastyczne sceny ze stanu wojennego, między innymi obrazy pojazdów pancernych.
W rozmowie z „Lubartowiakiem” Roman Kornacki zaprzeczył, że prezes LTR należała do ORON. Stwierdził kategorycznie, że w artykule wydawnictwa „Lubartów i Ziemia Lubartowska” chodzi o inną Marię Kozioł. Także prezes LTR Maria Kozioł stwierdziła w rozmowie z „Lubartowiakiem”, że nigdy nie należała do ORON. Zapewniła, że dotarła do osoby, która tak samo się nazywa i która mogła znaleźć się na tej liście.
– Wyrządzono mi wielką przykrość. Z nikim się nie kłócę, nie gniewam i raptem robi się ze mnie potwora – mówiła prezes LTR podczas pierwszej rozprawy (21 marca).
Podczas kolejnej rozprawy (15 lipca) jeden z założycieli ORON w Lubartowie wykluczył, że Maria Kozioł, prezes LTR kiedykolwiek należała, czy działała w tej organizacji. Zeznał, że znał powódkę wyłącznie w ramach działalności w Lubartowskim Towarzystwie Regionalnym. Zaprzeczył jednocześnie, że członkowie zarządu LTR zasilali ORON. Stwierdził, że sprawa ta nie była nawet wnoszona na organizowanych zebraniach, czego potwierdzeniem są protokoły z tych spotkań.
Wśród świadków była także Justyna Wereszczyńska, prezes Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom „Niech się serce obudzi” w Lubartowie. Była jedną z wielu osób, mieszkańców Lubartowa, którzy podpisali się pod listem do mediów w obronie Marii Kozioł. Przypomnijmy, że znalazły się tam podpisy przedstawicieli różnych środowisk, organizacji społecznych. Podpisali się Kapucyni, księża, dyrektorzy szkół, placówek kulturalnych powiatowych i miejskich.
W sądzie Justyna Wereszczyńska opowiadała, jakie elementy materiału w Kanale S były jej zdaniem krzywdzące.
– To było ohydne. Można różnie mówić o ludziach, ale sposób w jaki została przedstawiona pani Maria urągał wszelkim zasadom taktu, kultury, dobrze pojętej etyki dziennikarskiej (…). Jest tam obrzydliwa scena, gdzie milicjanci jednego z uczestników tych zamieszek ciągną za włosy i tłuką głową o ścianę. W tym kontekście mówienie o pani Marii wygląda tak, jakby ona sterowała czołgami, pisała odezwę z Jaruzelskim, była oprawcą, który tych ludzi doprowadzał do śmierci – mówiła – Znając nawet możliwości Kanału S nie przypuszczałam ani ja, ani moi znajomi, że mogą posunąć się do czegoś takiego – dodała.
Zeznała też, jak spotkała Marię Kozioł kilka dni po ukazaniu się materiału w spółdzielczej telewizji.
– Rzadko widzi się człowieka tak przybitego i zdruzgotanego. Ona płakała i opowiadała, że przez to, że nie chciała wstąpić do partii, musiała pożegnać się z pracą w Lubartowie. 70- letnia kobieta jest bezbronna w kontekście telewizji, która emituje wiadomości na ileś osiedli, mieszkań i robi to po swojemu. Słuchałam jej, widziałam jak drżała skulona w sobie. Przez łzy opowiadała o tym, co zaszło. – Ja przepraszam, ale w sądzie trzeba mówić prawdę, tak naprawdę było – dodała, widząc łzy na twarzy Marii Kozioł podczas swojego zeznania.
Na pytanie sędziego o odbiór społeczny telewizyjnego materiału, świadek opowiedziała także o tym jak podczas Mszy św. w Kościele Ojców Kapucynów sam ojciec gwardian bronił Marii Kozioł.
Sędzia Robert Hałabis przesłuchał także burmistrza Janusza Bodziackiego. Był on wnioskodawcą uchwały, na podstawie której prezes LTR otrzymała tytuł „Zasłużony dla Miasta Lubartowa”. Sędzia pytał burmistrza między innymi o to, jak odebrał treść wypowiedzi radnego Jacka Tomasiaka podczas sesji Rady Miasta.
– Byłem zszokowany. Moja działalność społeczna i zawodowa przez 20 lat pozwoliły mi dobrze poznać panią Marię. Poznałem ją jako osobę bezgranicznie oddającą swój czas, pracę i talent na rzecz miasta. Poznałem ją też jako osobę wyrzuconą z pracy i zdjętą z kierownika PDK za brak przynależności partyjnej, a także jako członka „Solidarności” w Lublinie. Ta ocena (dokonana przez prezesa Jacka Tomasiaka – red.) była zupełnie sprzeczna z moją – zeznał w sądzie.
Stwierdził również, że w swojej wypowiedzi podczas sesji zaznaczył, że znał fakt obecności nazwiska „Maria Kozioł” w publikacji, jednak zupełnie nie odnosił tego do prezes LTR.
Zeznania złożył też świadek Antoni Czop, który w maju 2013 roku prowadził sesję Rady Miasta, podczas której Jacek Tomasiak mówił o rzekomej działalności Marii Kozioł w ORON. Jak zeznał Antoni Czop, za podjęciem uchwały w sprawie przyznania tytułu „Zasłużony dla miasta Lubartów” dla prezes LTR, głosowała wówczas zdecydowana większość radnych.
Sędzia odrzucił wniosek Jacka Tomasiaka o dopuszczeniu do przesłuchania trzech świadków. Zdaniem sądu zeznania tych świadków nie miałyby znaczenia dla sprawy. Tomasiak zeznał, że do dziś nie jest przekonany, czy osoba wymieniona w publikacji, to nie jest Maria Kozioł, prezes LTR.
– Czy ten proces nie otworzył panu oczu , że jest inaczej? – zapytał sędzia.
Tomasiak odpowiedział: – Nie zostały dopuszczone dowody z naszej strony.
Na pytanie sędziego, jaka była przeszkoda, aby zapytać Marię Kozioł, prezes LTR, o zdanie w tej sprawie, Jacek Tomasiak odpowiedział: – Nie miałem kontaktu.
Przyznał, że ani on, ani nikt z zespołu Kanału S nie zapytał samej Marii Kozioł o stanowisko w tej sprawie, ponieważ informację tę potwierdził burmistrz podczas sesji.
– W którym momencie burmistrz to stwierdził? – zapytał sędzia. – To, co zostało w tym procesie ustalone, nie budzi żadnych wątpliwości. Wykazuje pan swoją nieomylność w sytuacji, kiedy wszystko jest jasne – zwrócił się do pozwanego Jacka Tomasiaka.
Podczas rozprawy prezes Tomasiak zaczął wymieniać organizacje, które funkcjonowały w tym samym czasie co ORON i weszły do niej – jak stwierdził – „z automatu”, między innymi Front Jedności Narodu. Jego wywód przerwał sędzia: – Pan z uporem maniaka kolejną rozprawę opowiada o jakichś historycznych automatach. A my tego nie badamy. Sąd ma ocenić czy dobra osobiste powódki zostały naruszone.
W podobnym tonie mowę końcową wygłosił pełnomocnik pani Marii. – Materiał dowodowy w dostateczny sposób pokazuje jaka jest prawda. Pozwany Tomasiak nie pogodzi się z prawdą w żadnym punkcie tego procesu, jestem przekonany. Tak samo jak nie jest w stanie przyznać, że nie jest prawdą, że tylko cytował czy też tylko pytał. – Celem pana Jacka Tomasiaka, jak wynika z treści sformułowań adresowanych do radnych PiS, jest niska, mała, polityczna gierka, w której nie ważne jest, kto przy okazji ucierpi. Nie ważne, że osoba, która jest w wieku ponad 70-letnim płacze, gdy ktoś o niej tak mówi. Do dziś to nie jest ważne i to nie będzie ważne – skwitował.
Pełnomocnik Jacka Tomasiaka utrzymywał zaś, że strona pozwana nie uznaje powództwa w całości. Przekonywał, że działanie strony nie stanowiło naruszenia dóbr osobistych prezes LTR. – Dziennikarze przed publikacją uzyskali jasne stanowisko burmistrza, wnioskodawcy uchwały, który jednoznacznie stwierdził, że znane mu są te fakty z życiorysu pani Marianny, fakty które wcześniej przytoczył Jacek Tomasiak – mówił podczas mowy końcowej mecenas Marcin Żuraw.
Termin ogłoszenia wyroku sędzia wyznaczył na 29 lipca.
(KW), PeO