Jerzy Jedut: bardzo chcę, żebyśmy w reprezentacji Polski ciągle mieli zawodników Lewartu

W tym roku nagrodę Burmistrza Miasta Lubartów w dziedzinie działalności sportowej otrzymał Jerzy Jedut. Jest on prezesem i trenerem sekcji taekwon-do Miejskiego Klubu Sportowego „Lewart” Autonomiczna Grupa Sekcji Lubartów.

Będąc uczniem szkoły średniej zainteresował się sportem walki, jakim jest taekwon-do. Zainteresowanie to sprawiło, że w styczniu 1983 roku powstała w naszym mieście sekcja. Od początku do chwili obecnej Jerzy Jedut jest jej liderem – jako założyciel, trener i organizator. W styczniu br. świętowano jubileusz trzydziestolecia obecności taekwon-do w Lubartowie.

Rozmowa z Jerzym Jedutem

Jerzy Jedut1Czym dla Pana jest taekwon-do?

Przede wszystkim jest to moja pasja i praca. Jest to coś, co lubię robić i wierzę, że jest potrzebne. Daje satysfakcję i utwierdza w przekonaniu, że jestem potrzebny innym. To także sposób na spędzanie czasu, poznawanie ludzi i utrzymywanie z nimi relacji. To również podróże i poznawanie różnych kultur. Dla mnie bardzo ważne jest utrzymywanie ciała w sprawności. Uważam, że jak na swój wiek, to znajduję się powyżej średniej, jeżeli weźmiemy pod uwagę sprawność fizyczną. Niezwykle istotne jest hołdowanie fundamentalnym zasadom i ja w pełni się z tym identyfikuję. Jeżeli uczy się kogoś i wpaja się te zasady, to trudno samemu ich nie zachowywać. To także sposób na pozostawanie młodym duchem, a jeżeli to możliwe, to i ciałem. Ciągły kontakt z młodzieżą powoduje inne patrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. Wreszcie jest to sposób, by nie mieć zbyt dużo wolnego czasu.

 

Jak zetknął się Pan z taekwon-do? Jakie były początki tej sztuki walki w Lubartowie?

Mój pierwszy kontakt z taekwon-do miał miejsce w 1975 roku. Byłem wtedy świadkiem pokazu tej sztuki walki w Lublinie. Pamiętam, że wrażenie zrobiła na mnie cała otoczka, lecz sama sztuka walki nie rzuciła mnie wtedy na kolana. Było ciekawie, ale dla mnie nie było emocjonalnie. W tym moim początkowym etapie miałem kontakt z karate. Wiązało się to z różnymi filmami, gdzie obecna była ta dyscyplina. W telewizji, nieżyjący już Tomasz Hopfer propagował karate. Widziałem kilka programów na ten temat. Spodobało mi się i postanowiłem zapisać się do sekcji w Lublinie. W 1979 roku razem z kolegą z Lubartowa Zbyszkiem Wakulakiem pojechaliśmy zapisać się na zajęcia. Pierwszy trening odbyliśmy 17 października 1979 roku.

Z początkiem naszych treningów wiąże się interesująca historia. Chcieliśmy się zapisać na zajęcia karate. Trafiliśmy do TKKF Motor, ale zapisano nas nie na karate, tylko na taekwon-do. Zastanawialiśmy się, czy podejmujemy słuszną decyzję. Przekonał nas argument, że taekwon-do to takie karate, tylko koreańskie. Moim pierwszym trenerem był Andrzej Kozłowski.

Na początku lat osiemdziesiątych odbyło się w Lubartowie kilka pokazów, które przygotowały grunt pod przyszłe sukcesy tej sztuki walki w naszym mieście. W 1984 roku już jako samodzielna sekcja przeprowadziliśmy pierwszy pokaz w Lubartowie.

 

Sukces sportowy, który dał Panu największą satysfakcję…

Muszę podać kilka. Przede wszystkim mistrzostwa Polski seniorów w Lubartowie w 2003 roku. Zdobyliśmy wtedy 14 złotych medali, a do zdobycia było 26 złotych krążków. Czyli wygraliśmy wtedy z całą Polską. Nawet gdyby pozostałe kluby uczestniczące w mistrzostwach startowały jako jedna grupa, to i tak Lewart byłby najlepszy. Łącznie wtedy zdobyliśmy 32 medale, na ogólną liczbę 104. To było coś wyjątkowego. Nie wiem, czy komukolwiek uda się zbliżyć do tego wyniku.

Na drugim miejscu stawiam mistrzostwa świata seniorów i juniorów w Nowej Zelandii w 2011 roku, gdzie lubartowianie w składzie reprezentacji Polski zdobyli trzy złote i jeden srebrny medal w konkurencjach indywidualnych. To jest bardzo dobry wynik, bowiem niektóre reprezentacje narodowe mogłyby tylko pomarzyć o takim sukcesie.

W pamięci utkwił mi tytuł mistrza świata Miłosza Moskaluka z 2001 roku. Był to pierwszy tytuł indywidualnego mistrza świata seniorów w walkach zawodnika Lewartu. Stało się to po osiemnastu latach oczekiwań. Mieliśmy już na koncie sporo sukcesów, ale w tej kategorii, to był pierwszy.

Swoją wartość, także historyczną, ma pierwszy tytuł indywidualnego mistrza Europy w walkach. W 1998 roku zdobył go Mariusz Szczygielski.

Dwa razy – w 2005 i 2009 roku zdobyliśmy Puchar Europy. Wywalczyliśmy to trofeum jako Lewart, w pokonanym polu pozostawiając nie tylko kluby, ale też i reprezentacje narodowe, m.in. zawsze mocną Szwecję.

Ogromną wagę ma pięć tytułów mistrza świata oraz dwudziestokrotne mistrzostwo Europy w indywidualnych układach formalnych Jarosława Suski. Niezwykle wartościowe są dwa tytuły mistrza świata w walkach Daniela Działy, w tym obrona tytułu. Mógłbym wymienić jeszcze kilka takich sukcesów.

 

Jerzy Jedut2Sekcja, w której jest Pan głównym szkoleniowcem jest „ambasadorem” Lubartowa na zewnątrz. Dzięki taekwon-do Lubartów odwiedziła i odwiedza spora grupa osób z zagranicy.

Jest to prawdą. Sam jestem zdziwiony, że aż tak się to rozwinęło. W świecie taekwon-do Lubartów jest znaną nazwą i kojarzoną z liczną grupą osób. Zawsze w rozmowach podkreślamy skąd jesteśmy i gdzie trenujemy. Ta nieformalna rola „ambasadora” realizowana jest też na innej płaszczyźnie. Gościliśmy w Lubartowie wiele osób, niemal z całego świata. Część była u nas okazjonalnie z krótkimi wizytami. Mieliśmy też wiele osób, które mieszkały i trenowały w Lubartowie przez kilka tygodni lub kilka miesięcy. Gościliśmy kilkuosobową grupę z Nowej Zelandii. Przez dwa miesiące był z nami zawodnik z Malezji. Pamiętam cztery osoby z dalekiej Argentyny, a także z Korei Południowej. Trenowali w naszym „baraku” dwaj bracia z Kanady. Trzeba też wspomnieć o licznej ekipie z Irlandii, w skład której wchodził np. główny trener narodowej reprezentacji oraz utytułowani zawodnicy. Przez siedem miesięcy mieszkał i trenował w Lubartowie pewien Anglik. Biorąc pod uwagę liczebność, to zdecydowanie największą grupę naszych gości stanowili Anglicy. Pięć miesięcy był z nami doskonały zawodnik z Walii Ernest Neil. Oprócz nowych umiejętności i doświadczeń, z Lubartowa „wywiózł” też dziewczynę – lubartowiankę, która obecnie jest jego żoną.

Na osobne zdanie zasługuje Irlandka Lyndesy Conway, która jest z nami już kilka lat. Cztery lata temu zamieniła Dublin na Lubartów. Cały czas trenowała i podnosiła swój poziom. Po tych latach na tyle okrzepła i prezentuje wysoki kunszt, że została powołana do reprezentacji… Polski. Mamy przepisy, które po spełnieniu kilku kryteriów pozwalają reprezentować inny kraj, niż rodzinny.

W tzw. „światku taekwon-do” nazwa Lubartów jest znana. Wiem, że ludzie z całego świata potrafią poprawnie wypowiedzieć wyrazy Lubartów i Lewart. Dla nas jest to powód do dumy.

 

Najważniejsze nagrody i wyróżnienia – Pana oraz podopiecznych.

Przez lata nazbierało się tego bardzo dużo i trudno wszystkie wymienić. Najważniejsze są nagrody państwowe I i II stopnia Ministra Sportu i Turystyki. Pierwszego stopnia otrzymałem dziesięć razy, kilka razy drugiego. Takie nagrody ma na swoim koncie także Jarosław Suska. Duże znaczenie mają dla nas wyróżnienia lokalne. Ja i moi podopieczni otrzymywaliśmy nagrody Marszałka Województwa Lubelskiego oraz Burmistrza Lubartowa. Dla mnie osobiście prestiżowy i cenny jest tytuł „Zasłużony dla miasta Lubartowa”. Otrzymaliśmy, jako sekcja i jej najlepsi przedstawiciele nagrody Starosty Lubartowskiego „Złoty Talent”.

 

Co uważa Pan za największe osiągnięcie lubartowskiego taekwon-do?

Trudne pytanie. Uważam, że jest to sytuacja, w której w klubie znalazła się tak duża liczba osób, które odniosły wspaniałe sukcesy sportowe. Osoby te były z nami przez długi czas. Dzięki temu wytworzyła się odpowiednia atmosfera. Młode osoby, które zaczynały trenować miały od kogo się uczyć. Ciągłość zawodnicza i pokoleniowa w klubie była zachowana. Bezwzględna dominacja w seniorach w Polsce była zasługą osób, które dość długo startowały w zawodach i kontynuowały swoje kariery sportowe.

Sukcesy sportowe, to nasze zwycięstwa we wszystkich dotychczas rozegranych pucharach Polski. Do 1992 roku w zawodach sportowych reprezentowaliśmy różne kluby lubelskie. Stąd w historii mistrzostw Polski seniorów czasem brak nazwy Lewart. Jednak, nawet, gdy nie startowaliśmy jako Lewart, to i tak skład drużyny w 85% stanowili lubartowianie. Ilość zdobytych medali przez „nasze” osoby to 95%.

Największy niesportowy sukces to fakt, że bardzo długo mieliśmy stały skład i wszyscy trzymali się razem. W innych klubach następowały naturalne zmiany, a u nas przez długi czas mieliśmy mocną i stałą drużynę.

Identyfikacja z barwami klubowymi, z miastem, poczucie jedności w grupie – to ogromny zysk trzydziestu lat obecności taekwon-do w Lubartowie.

 

Pan i Pana podopieczni osiągnęliście w taekwon-do bardzo wiele, żeby nie napisać wszystko. Czy macie jeszcze jakieś plany do zrealizowania? Czy w zakresie taekwon-do marzy Pan jeszcze o czymś?

Nie mam jakiegoś konkretnego marzenia. Chciałbym jak najdłużej prowadzić zajęcia. Nie interesuje mnie coś takiego, jak emerytura i prowadzenie tzw. spokojnego życia. Kocham prowadzenie zajęć, sprawia mi to ogromną przyjemność i mam nadzieję, że opatrzność pozwoli mi realizować się na tej płaszczyźnie jak najdłużej.

Mamy w Lubartowie dziewięć osób, które zostały indywidualnymi mistrzami świata. W tej grupie ósemka to moi podopieczni. Jeżeli na zajęciach będą osoby, które wykażą się ogromną determinacją i wielkim samozaparciem, to chcę umożliwić jako trener, kolejnym osobom osiągnięcie takich sukcesów. Wiem, że jest to możliwe.

Moim marzeniem jest, by to, co do tej pory udało nam się stworzyć i osiągnąć w Lubartowie, nie zostało zaprzepaszczone i zmarnowane. Co prawda mam super godnego następcę, czyli Jarka Suskę, wspomaganego przez żonę Anitę. Ale kiedyś mieliśmy wielu instruktorów, a zostaliśmy tylko we trójkę. Chciałbym też, żeby nasza sekcja nie borykała się z kłopotami finansowymi i lokalowymi. Zabezpieczenie środków na odpowiednim poziomie daje komfort spokojnej pracy i pełnego realizowania założeń treningowych.

Niemal od początku startów Polaków w zawodach najwyższej rangi – typu mistrzostwa świata i Europy – mamy w kadrze przedstawicieli Lubartowa. Bardzo chcę, żebyśmy w reprezentacji Polski ciągle mieli zawodników Lewartu.

 

opr. Ireneusz Góźdź