„Te miejsca, które są niszczone, to miejsca, które znam, przebywają tam moi przyjaciele”
– Od czwartku, od momentu kiedy wybuchła wojna, jestem na telefonie, dzwoniąc i pisząc do znajomych, którzy tam mieszkają – w Żytomierzu, Charkowie, Rudkach, Lwowie – mówi Justyna Świderska- Niedobit, nauczycielka polskiego w II LO w Lubartowie. Na Ukrainie bywała wielokrotnie z pomocą, również ze Szkolnym Klubem Wolontariatu, którego jest opiekunką. Odwiedzali tam domy dziecka, przedszkola, świetlicę Caritasu. Przyjeżdżali nie tylko z pomocą rzeczową, ale też po to, aby dać dobre słowo, dodać nadziei. Dziś te miejsca są albo niszczone, albo śmiertelnie niebezpieczne.
Z Justyną Świderską- Niedobit spotkaliśmy się w punkcie zbiórki darów w Lubartowie. Dzięki jej aktywności odpowiednie produkty trafiają na Ukrainę tam, gdzie są najbardziej potrzebne.
To nie pierwsza Pani pomoc dla Ukrainy…
Justyna Świderska- Niedobit: Jestem z Ukrainą bardzo związana emocjonalnie. Bywałam tam od 2006 roku z wieloma akcjami pomocowymi. Dlatego bardzo emocjonalnie przeżywam to wszystko, co się dzieje. Od czwartku jestem na telefonie, dzwoniąc i pisząc do znajomych, którzy tam mieszkają – w Żytomierzu, Charkowie, Rudkach, Lwowie. To nie są znajomi, to są przyjaciele, niektórzy jak rodzina. Dla mnie to są bardzo trudne chwile. Te miejsca, które są w tej chwili niszczone, to miejsca, które znam, przebywają tam ludzie, których znam. Od kilku lat jeżdżę na Wołyń porządkować polskie cmentarze, nasza młodzież też była. Obecnie staram się pomóc tutaj na miejscu i służyć swoim doświadczeniem w organizacji zbiórki, w logistyce, aby odpowiednie dary trafiły bezpiecznie w określone miejsce tam już na Ukrainie. Z racji moich kontaktów jestem można powiedzieć takim łącznikiem.
Uczestniczy też Pani w organizacji transportu dla osób, które chcą uciec przed wojną. Co obserwuje Pani na granicy polsko – ukraińskiej?
Justyna Świderska- Niedobit: Wojna wybuchła 24 lutego w czwartek rano. Wieczorem już razem z Robertem Komorowskim pojechaliśmy na granicę odebrać zaprzyjaźnioną rodzinę. W momencie, kiedy dojeżdżaliśmy do granicy, wyszedł dekret mówiący o tym, że mężczyźni w wieku od 18 do 60 roku życia nie mogą przekraczać granicy. Kiedy dojechaliśmy, po tamtej stronie granicy stało tysiące ludzi, którzy właśnie dowiedzieli się o tym. Stanęli przed dylematem czy rozstać się czy wracać. My przyjechaliśmy busem, aby zabrać nie tylko naszą zaprzyjaźnioną rodzinę, ale też innych. Na tamten czas jednak nie było kogo. Ludzie stanęli przed ogromnym wyborem. To są takie historie, że aż trudno o tym mówić…
Wasza szkoła ze zniecierpliwieniem oczekiwała też na powrót ucznia, który mieszka w Charkowie…
Justyna Świderska- Niedobit: W naszej szkole mamy ucznia z Ukrainy, dokładnie z Charkowa. Przyjechał do Lubartowa, aby trenować taekwon-do pod okiem trenera Jerzego Jeduta. Od wybuchu wojny czekaliśmy na jego powrót. Szczęśliwie udało mu się wczoraj dotrzeć z rodziną do Polski. Jechał z takiego miejsca, gdzie było bardzo niebezpiecznie. Bardzo się cieszymy, to promyki w tej trudnej rzeczywistości.
Jaka jest obecna sytuacja na Ukrainie w miejscach, gdzie Pani jeździła z pomocą?
Justyna Świderska- Niedobit: Lwów na razie jest w miarę bezpiecznym miejscem. Siostra, z którą współpracowaliśmy w Rudkach w okolicy Lwowa, w tym roku została przeniesiona pod Żytomierz. Na każdą wiadomość o bombach dzwonię i pytam, czy jest wszystko w porządku. Mam też kontakt ze znajomym z Żytomierza, który robił projekty dla dzieci, śpiewał na wielkich scenach. Teraz pisze mi, że on strzela… Na Wołyniu i w okolicy Tarnopola, gdzie jeździmy na razie jest też w miarę bezpiecznie- z tego, co wiem. Staram się być stale w kontakcie z ludźmi z Ukrainy, żeby wiedzieć, gdzie ta pomoc będzie za chwilę potrzebna.
Co jest ważne w pracy wolontariusza? Dla wszystkich, którzy do tej pory udzielali się w różnych akcjach to nowa sytuacja. Ludzie różnie reagują, niektórzy pod wpływem stresu popadają w stan, który utrudnia działanie…
Justyna Świderska- Niedobit: Bardzo ważne jest zadbanie o siebie, bycie sobą, naturalność, przyznanie się do swoich słabości. Potrzebny jest dystans, bo można się bardzo szybko „wypalić”. Kwestia dwóch intensywnych dni pracy. Zdajmy sobie sprawę, że ta pomoc będzie potrzebna na bardzo długo. Nie możemy też zapominać o sobie nawzajem. O dzieciach, które potrzebują zaopiekowania psychologicznego, bo widzą, co się dzieje. Pomoc medyczna, materialna jest też nadal potrzebna naszym mieszkańcom. Musimy też o tym pamiętać, aby znaleźć ten balans.
W jaki sposób Koło Wolontariatu działające przy II LO, włączyło się w akcję pomagania Ukrainie?
Justyna Świderska- Niedobit: Zależało nam na tym, aby młodzież normalnie wróciła do szkoły, aby chociażby przygotować się do matury. Podjęliśmy decyzję, że wspólnie będzie działał Szkolny Klub Wolontariusza i Szkolne Koło PCK. Młodzież przychodzi do punktu, kiedy może. Bardziej staramy obstawiać go dorosłymi, którzy mają czas wolny. Siła w narodzie jest ogromna i bardzo dużo osób spontanicznie włącza się w akcję pomagania. Działamy też w szkole w zbiórce żywności i artykułów medycznych.
Rozmawiała: Katarzyna Wójcik