Mistrzyni MMA z artystyczną duszą
Mieszane sztuki walki to jej całe życie. Artystyczna dusza, którą posiada nie jest przeszkodą na ringu. Zrobiło się o niej głośniej, gdy wystąpiła na prestiżowej Gali MMA w Łomży. Walkę transmitował Polsat Sport Fight. Mowa o Marcie Rodzik z MKS „Lubartów”. Czym na co dzień zajmuje się nasza lokalna 23 – letnia mistrzyni MMA?
Z Martą Rodzik rozmawiamy o jej życiowej pasji, karierze i wrażliwości, która idzie w parze z siłą i pewnością siebie…
Wspomniałaś w naszej wcześniejszej rozmowie, że sport to twój nałóg…
Nigdy tak nie myślałam, dopóki nie miałam dłuższej przerwy w treningach w ubiegłym roku wymuszonej pandemią. Zdałam sobie sprawę, że to było coś, czego mi najbardziej brakowało. Uzmysłowiłam sobie również, że same duże wydarzenia związane z tym sportem na pewno są uzależniające. Te wszystkie emocje, które temu towarzyszą są takie…mocne, intensywne po prostu.
Jak ten trudny rok odbił się na Tobie?
Fakt, że nie było treningów i zawodów, odbił się mocno na moim zdrowiu fizycznym i psychicznie. Zupełnie utraciłam energię. Poprzez ten sport jesteśmy stymulowani chemicznie. Po każdym treningu następuje wyrzut serotoniny. Gdy tego nagle zabraknie, jest ciężko i szaro.
Kiedy po raz pierwszy zetknęłaś się z MMA i jak rozpoczęła się ta przygoda, która trwa do dziś?
Kiedyś znalazłam przypadkiem w internecie filmik o MMA. Powiedziałam dla żartów mamie, że może sama bym poszła. Pamiętam jak odpowiedziała: „No chyba sobie żartujesz”. Wtedy faktycznie nie poszłam. Ale jak byłam starsza, moja koleżanka bardzo chciała się zapisać, ale potrzebowała towarzystwa, więc zdecydowałyśmy, że pójdę z nią na dwa treningi, żeby się przełamała. Skończyło się tak, że to ja zostałam, a ona przestała w końcu chodzić. To miejsce, gdzie zaczynałam – chwilę później zamknięto. Wtedy przeniosłam się do MKS „Lubartów”, gdzie trenuję do dziś już 7 lat.
Co robisz na co dzień oprócz tego, że angażujesz się w sport?
Właśnie rozpoczęłam piąty rok zaocznych studiów na kierunku fizjoterapia w Warszawie. W ubiegłym roku miałam to szczęście, że pobierałam stypendium naukowe, więc nie byłam zmuszona do pracy na pełny etat. Wystarczyło mi dorabianie jako trenerka grupy MMA kobiet i dzieci. Obecnie w weekendy jestem ochroniarzem w koktajlbarze. Śmieją się, że jestem tam psychologiem, pedagogiem. Zazwyczaj staram się zapobiegać agresywnym sytuacjom, które mają czasami miejsce poprzez rozmowę. To, że jestem kobietą, działa tu na korzyść.
Jak MMA wpływa na Twoje życie oraz osób, które trenujesz?
Trenuje regularnie grupę dorosłych kobiet. Wraz upływem czasu byłam świadkiem, jak te osoby zmieniały się. Często były to kobiety, które zaczynały trenować pod wpływem tego, że były po ciężkich przeżyciach. Po tych osobach widać największą zmianę. Nabierają one pewności siebie i gotowości na to, co je spotka. Trenując, napotykamy cały czas na bariery, które musimy przełamać i wyzwania, które musimy podjąć. To przekłada się na to, że inaczej niż wcześniej podchodzimy do życiowych sytuacji. W moim przypadku MMA działa bardzo wzmacniająco. Ludzie po jakimś czasie treningów podchodzą trochę inaczej do swoich zadań. Może dlatego, że traktują je bardziej jak wyzwania i chcą zrobić je jak najlepiej.
Która ze sztuk walki wchodząca w skład MMA jest Ci najbliższa?
Aż się uśmiechnęłam… Taekwon-do. Od razu trenowałam MMA, ale najwięcej czasu spędziłam, trenując właśnie taekwon-do. Moim głównym trenerem, mistrzem był Tomasz Adamczyk. Najbardziej podobają mi się techniki, które są w taekwon-do, bo są bardzo widowiskowe. Kopnięcia są najfajniejsze. Do innych sztuk walki podchodzę bardziej jak do elementu sportowego.
Które z Twoich osiągnięć uważasz za najbardziej znaczące?
Największym osiągnięciem jest to, że ludzie, którzy dłużej w tym siedzą, widzą we mnie potencjał. W tym roku miałam propozycję walki zawodowej i półzawodowej, tak jak ta ostatnia na Gali Babilon MMA 25 w Łomży. Ta formuła, w której walczymy na zawodach amatorskich, faworyzuje zapaśników. Mimo to, że czasami przegrywam i tak zwracają się z propozycjami do mnie, bo te walki są widowiskowe.
Porozmawiajmy o tym sukcesie. Zostałaś zakontraktowana przez Federację BABILON MMA. To jedna z największych federacji MMA w Polsce…
Dzięki temu wzięłam udział po raz pierwszy w tak dużej gali. To przetarcie szlaków. Zostałam wrzucona na głęboką wodę. Walkę transmitowała telewizja Polsat Sport Fight. Zaskoczyło mnie to, jak zareagowałam na to wszystko, że nie byłam zestresowana i nie mogłam się doczekać następnej walki. Podobała mi się cała ta medialna otoczka wokół tego. Dla mnie to jasny sygnał, że nadaję się do tego. Obecnie mam podpisany kontrakt z Federacją Madness Cage Fighting. Pierwsza walka odbędzie się już niedługo.
Z jakimi emocjami wróciłaś z Gali Babilon MMA 25 w Łomży?
Jestem niezadowolona z powodu mojej pewności, że mogłam to wygrać. Mam już pewne przemyślenia, wyciągnę z tego wnioski. Czułam się nieswojo, bo był taki plan na walkę, że nie będę kopać, więc moje ulubione techniki odpadały. Nie czułam się po tej walce zmęczona, czułam się trochę tak, jakbym nie zawalczyła. Teraz jest we mnie głód, że chcę lepiej się zaprezentować dla samej siebie i oczywiście pokopać (uśmiech). Same emocje związane z byciem tam są niesamowite. Jest się w centrum, ale takim swoim centrum. Wszystko wokół znika. Nie zauważałam tego, że są tam ludzie. Byłam skupiona na tym, że jestem tam ja i że chcę tam być.
Ważne to, co powiedziałaś, że na każdą walkę trzeba posiadać jakiś plan…
Tak, czasami jest tak, że walczy plan przeciwko innemu planowi. I tak było i tutaj, wygrywa ten, kto ma lepszy plan i lepiej się do niego przygotuje. Czasami może ktoś wygrać bez względu na to, jakie ma umiejętności. Nie czuję się gorszą zawodniczką, mimo ostatniej przegranej. Jak słuchałam później jak komentowali walkę komentatorzy, to więcej pozytywnych słów mówili o mnie niż o mojej przeciwniczce, która wygrała. Plan był dobry, ale ja nie do końca go poczułam. Na przegraną na pewno miała wpływ sytuacja ze zdrowiem mojego trenera. Musiałam trenować sama, poza tym przejęłam obowiązki trenera na jakiś czas, więc ciężko być i zawodnikiem i trenerem. Już idąc tam, wiedziałam, że są elementy, których nie przećwiczyłam, a powinnam. Te plany pokazują, że walka to też praca tych osób, których często nie widać. Są to osoby, które wcześniej rozpracowują przeciwnika.
Jakie masz jeszcze inne pasje oprócz MMA?
Czasami zajmuję się haftem. Takie rzeczy manualne mnie odprężają. Lubię też rysować i lepić pierogi. Moje ulubione to z soczewicą. Z chęcią poszłabym na tańce albo podwieszane szarfy, czyli coś związane z akrobatyką artystyczną, ale nie mam na razie na to czasu. Ciągnie mnie do takich rzeczy, gdzie przez ruch ciała można przekazać swoje emocje. Uwielbiam także modę retro.
Jest w Tobie trochę artystki…
Myślę, że trochę tak. Tak było zanim skierowałam się w stronę sportu.
Niektórzy myślą, że jak trenujesz sporty walki, musisz mieć silny charakter i małą wrażliwość Ty jesteś przykładem, że wrażliwość i tego typu sport idą ze sobą w parze…
Sport to dla mnie w pewien sposób odreagowanie emocji. Czuję, że mam w sobie dużo artystycznego chaosu, wyrzucam go podczas walki. Wtedy jestem szczęśliwsza i te walki są lepsze. Są ludzie, którzy podchodzą do MMA bardziej fizycznie, ja podchodzę technicznie.
Jakim byłaś dzieckiem?
Podobno byłam bardzo grzecznym dzieckiem. Jak dzieci wskakiwały w kałużę, to ja ją omijałam. Od podstawówki na świadectwach miałam napisane, że wykazuję zdolności przywódcze, dobrze dogadywałam się też z nauczycielami. Powierzali mi często znaczące funkcje. Chyba widzieli we mnie młodą osobę godną zaufania.
Rozmawiała: Katarzyna Wójcik
fot. Bartłomiej Zborowski (Gala Babilon MMA)