Wojna nie przerwała jej drogi do marzeń
17 – letnia artystka Olga Zawada uciekła przed wojną na Ukrainie do Lubartowa. Przypadkiem trafiła do Lubartowskiego Ośrodka Kultury. To tu szlifowała swój warsztat muzyczny i przygotowywała się do egzaminów do Zespołu Szkół Muzycznych w Warszawie. Operowy głos Olgi usłyszymy 28 maja podczas festynu miejskiego.
Czym zajmowałaś się na co dzień, kiedy było jeszcze spokojnie, zanim jeszcze wybuchła wojna?
Olga Zawada: Studiowałam na pierwszym roku Muzycznej Akademii Sztuk Pięknych im. Chubyńskiego w Kijowie na kierunku opera. Pracowałam też jako animator dziecięcy. W wolnej chwili grałam na fortepianie i pisałam wiersze.
W jakich okolicznościach zastał cię atak na Ukrainę?
Olga Zawada: Pamiętam, że 23 lutego wróciłam z pracy do domu. Byłam bardzo zmęczona, bo przygotowywałam się się do egzaminu. Wieczorem rozmawiałam z koleżanką i pisałam. Rano 24 lutego obudził mnie telefon mamy z wiadomością, że zaczęła się wojna. W tym czasie zaczęli też do mnie dzwonić znajomi, żebym zbierała rzeczy i wracała do domu. Jednak biletów już nie można było nabyć. Całe miasto było w korkach. Słyszałam, jak niedaleko miejsca, gdzie mieszkałam w Kijowie, spadła bomba. Emocje, które mi wtedy towarzyszyły to łzy, strach, rozpacz… Przyjechał po mnie mój tata z dziadkiem. Do Kijowa dotarł już za 2,5 godziny, normalnie przejazd zajmuje prawie 4 godziny. Było ciężko wyjechać, bo były korki. Po drodze widzieliśmy pojazdy wojskowe oraz autobus wypełniony żołnierzami ze zbrojnych sił Ukrainy. Jadąc, pisałam do znajomych z Kijowa, Czernichowa, Odessy, że ze mną jest wszystko dobrze i wracam do domu, do mojej rodzinnej miejscowości Jużnoukrajińsk (obwód mikołajowski). W domu dużo z mamą płakałyśmy. Pierwsza noc była najtrudniejsza, nie mogłam spać. Mama pracuje jako pielęgniarka w karetce. Drugiego dnia poszła na dyżur nocny. Zostałam z młodszym rodzeństwem i tatą. Całą noc wyły alarmy lotnicze. Wyjechaliśmy na wieś do dziadków, bo tam była piwnica.
Kiedy zdecydowaliście, że pora uciekać?
Olga Zawada: Żyliśmy w strachu przez cały miesiąc. Wojska rosyjskie zaczęły podchodzić coraz bliżej. Wtedy zdecydowaliśmy, że musimy uciekać. Zadzwoniliśmy do brata ciotecznego, który mieszka i pracuje w Polsce, akurat w Lubartowie. Obiecał nam pomóc.
Z kim przyjechałaś, a kto pozostał na Ukrainie?
Olga Zawada: Przyjechałam z mamą oraz młodszym bratem i siostrą. Tata i dziadkowie pozostali. Pozostało też dużo znajomych. Niektórzy walczą na froncie. Walczy też mój wujek. Pierwszej nocy było mi bardzo przykro, że musiałam zostawić praktycznie wszystko, czułam wewnętrzny ból.
Jak teraz się czujesz mieszkając tutaj w Lubartowie?
Olga Zawada: Pierwszy tydzień adoptowałam się, przyzwyczajałam się do polskiego języka, obyczajowości. Na szczęście mam możliwość studiowania online na mojej uczelni w Kijowie. Musiałam tylko znaleźć miejsce, gdzie mogłabym ćwiczyć zdobytą wiedzę w praktyce – śpiew i grę na fortepianie. Kiedy w Urzędzie Miasta wyrabiałam PESEL, to zauważyłam budynek Lubartowskiego Ośrodka Kultury. Pomyślałam, że to dla mnie szansa. Na początku wahałam się, pomyślałam jednak, że co będzie – to będzie i poszłam… Trafiłam na dyrektora Adama. Po prostu zapytałam czy jest tu fortepian i czy mogę pograć i poćwiczyć śpiew. Na początku nie mogliśmy się zrozumieć, ale potem zorientował się, o co mi chodzi. Zaprowadził mnie do sali, gdzie stał wolny fortepian, który był trochę rozstrojony. Jednak było mi wszystko jedno – aby grać. Potem wszystko się zaczęło, przychodziłam tu regularnie. Mój głos się spodobał. Zaproponowano mi wyjazdy na koncerty po okolicy, wystąpiłam w telewizji. Niektóre koncerty przede mną. Nie spodziewałam się tego, że spotkają mnie takie rzeczy. Zawsze marzyłam o tym, aby występować.
W sobotę poznają Cię mieszkańcy Lubartowa podczas festynu z okazji Dni Lubartowa. Co zaprezentujesz?
Olga Zawada: Będą to ukraińskie pieśni i piosenki, między innymi o miłości. Ćwiczę sama oraz pod okiem instruktorów z Lubartowskiego Ośrodka Kultury.
Jakie masz plany na najbliższy czas?
Olga Zawada: Tutaj w Polsce mam dużo możliwości, jeśli chodzi o rozwój. Zostałam oficjalnie przyjęta do Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Będzie to klasa I Sekcji Wokalno – Aktorskiej. Bardzo się cieszę, jednak jak tylko skończy się wojna, wrócę na Ukrainę przynajmniej na kilka tygodni, aby zobaczyć swoich znajomych, rodzinę. Bardzo za nimi tęsknię. Mam z nimi stały kontakt, na szczęście nikomu nic złego się nie stało.
Adam Kościańczuk, dyrektor LOK: „Cieszymy się, że możemy dołożyć mała cegiełkę do rozwoju jej kariery i spełnienia marzeń.„
Pamiętam, jak pierwszy raz Olga przyszła do LOK. Stanęła w drzwiach mojego gabinetu i zapytała czy może tutaj pośpiewać. Nie za bardzo wiedziałem, o co chodzi. Wtedy niewiele mówiła jeszcze po polsku, próbowaliśmy się jakoś dogadać. Zrozumiałem w końcu, że śpiewała na Ukrainie i bardzo chciałaby tutaj u nas poćwiczyć. Zapytała też czy mamy pianino. Przytaknąłem jej, że mamy nawet dwa. Zaprowadziłem ją na dół do naszej salki tanecznej, gdzie stało pianino. Zareagowała entuzjazmem. Wtedy kiedy LOK jest otwarty – przychodź i trenuj. Za kilka dni słyszę śpiew wyjątkowy. Myślałem, że to radio. Dawno nie słyszałem takiego głosu. Postanowiliśmy jej pomóc w karierze, rozmawiałem z mama . Umożliwiliśmy treningi wokalne z instruktorem. Pomagałem jej organizować koncerty, miała dwa razy koncertowała. Kolejne zaproszenia przed nią. Miała juz swoje wywiady. Niektóre egzaminy w ukraińskiej szkole online miała tutaj u nas. Przygotowywała się też do egzaminów do Zespołu Szkół Muzycznych w Warszawie. Już dziś wiemy, że dostała się do tej szkoły. Cała historia Oli bardzo nas urzekła, wzruszyła. Cieszymy się, że możemy dołożyć mała cegiełkę do rozwoju jej kariery i spełnienia marzeń.
Rozmawiała: Katarzyna Wójcik