Za co warto oddać życie
Na tablicy zamiast tematu lekcji są zdjęcia dzieci. Mali żołnierze musieli jakoś odnaleźć się w brutalnej, wojennej rzeczywistości. Walczyli mając kilkanaście lat. Ojciec Bogdan Augustyniak opowiadał o nich uczniom szóstej klasy Szkoły Podstawowej nr 4 im. Jana Pawła II w Lubartowie.
Ojciec Bogdan Augustyniak przez dziewięć lat był przełożonym w klasztorze warszawskim, na Starówce. – Właśnie w tym rejonie walczyły dwa ugrupowania: Batalion „Gozdawa” i Dywizjon Motorowy. Ten drugi to ludzie, którzy znajdowali różne sprzęty, naprawiali je i dzięki temu powstańcy mieli wozy opancerzone, samochody, motory. Nawet dwa czołgi niemieckie zdobyli, nakleili polskie znaki i walczyli w powstaniu – opowiada ojciec Bogdan, obecnie wikary domu w Klasztorze Braci Mniejszych Kapucynów w Lubartowie. Na niezwykłą lekcję historii przybył do Szkoły Podstawowej nr 4 w zwykły dzień, 4 lutego.
Dlaczego zbuntowała się cała Warszawa ?
– Wojna trwała mniej więcej tyle lat, ile wy chodzicie do szkoły – mówi ojciec Bogdan do uczniów klasy VI „a”. – Można było zostać zastrzelonym tylko dlatego, że wyszło się na ulicę.
Ilu Polaków zginęło podczas II Wojny Światowej? Według Jakuba Bermana ponad 6 milionów. Taka liczba pojawiła się w 1946 roku. Według demografów, ofiar było znacznie więcej.
– W Powstaniu Warszawskim brało udział ok. 30-40 tys. żołnierzy. Osiemnaście tysięcy zginęło. Czyli prawie tyle, ilu mieszkańców liczy Lubartów – wylicza ojciec Bogdan.
Piętnaście tysięcy dostało się do niewoli. Zginęło jeszcze 180 tysięcy tych, którzy nie brali udziału w powstaniu. Kiedyś ojciec Bogdan rozmawiał z jednym z powstańców, żołnierzem, który mówił: – Nie wyobrażasz sobie, co to znaczy po pięciu latach móc walczyć jako wolny człowiek.
Oglądaliście Władcę Pierścieni ?
To pytanie do uczniów. Chodzi o część trzecią – „Powrót Króla”. – Są rycerze konni i jeden malutki Hobbit – opowiada ojciec. – Jest śliczna pani, która ma na imię Eowina. Hobbit dostał mieczyk, zbroję, a ona stwierdza: tępym mieczem nikogo nie obronisz, leć go naostrzyć. Wtedy jeden z długowłosych dryblasów śmieje się i mówi: masz krótkie ramię i krótki mieczyk, nic nim nie zwojujesz. Na to Eowina odpowiada: dlaczego zabraniacie mu walczyć za tych, których kocha?…
– Kiedy macie młodsze rodzeństwo i ktoś je bije na podwórku, to nawet jeżeli jesteście słabsi, nie ruszycie na pomoc tylko dlatego, że ktoś jest silniejszy od was? Dlaczego nie wolno nam walczyć za tych, których kochamy? Są takie momenty, dzięki którym łatwo zrozumieć to, co mamy w sercu, za co warto oddać życie.
Podziemia Powstania Warszawskiego
Jeden z powstańców miał 11 lat. Potrafił przeprowadzić bezpiecznie całe oddziały przez linię niemiecką. Niektórzy mali powstańcy byli listonoszami. Całe drużyny harcerskie roznosiły listy, wiadomości. Kiedy człowiek niepokoi się o kogoś bliskiego, to otrzymanie listu od niego jest czymś niesamowicie ważnym. – Harcerze przygotowywali się przez całe lata do powstania. Uczyli się topografii miasta. Ale uczyli się jej nie po tym, co jest na powierzchni, czyli takich rzeczy jak drzewa, detale architektoniczne – bo to mogło w jednej chwili zostać zniszczone przez bombę, granat – mówi ojciec Kapucyn. – Warszawscy harcerze uczyli się rozmieszczenia domów po tym, jak wyglądają piwnice. Tamtędy mogli przemieszczać się bezpiecznie, bo Niemcy tych piwnic nie znali.
Nie zawsze jesteśmy tymi, którymi byliśmy na początku
W 2013 roku zmarł ostatni kapelan Powstania Warszawskiego, ojciec Medart. Był Kapucynem. Dobrze pamiętał, jak na ul. Miodowej w Warszawie podczas powstania żywiono kilkaset osób. Znajduje się tam Klasztor Ojców Kapucynów.
– Przychodzą takie momenty, w których powołanie jest czymś więcej niż bycie księdzem, zakonnikiem. Ja jestem zakonnikiem, ale oprócz tego mam jeszcze inne ubranie. Jestem też żołnierzem. Pod habitem mam mundur – mówi ojciec Bodan zdejmując habit.
Będąc zakonnikiem został powołany na kapelana jednostki wojskowej i robił to, co robi każdy kapelan – udzielał ślubów, chrzcił dzieci żołnierzy, ale też chował do grobu tych, którzy zginęli od kul. Wtedy wytłumaczyć żonie, dzieciom, że ich taty, męża, już nie ma – to był najtrudniejszy moment dla kapelana.
– To prawda, że w czasie drugiej wojny za wszystko można było zginąć, ale nie można było siedzieć w lęku jak myszy – mówi ojciec. – Już dawno temu powiedziano: jeżeli twoje życie miałoby być lękiem, to po co ci je dano? Oni mając jedenaście lat musieli być równie mądrzy i dojrzali, jak ich starsze rodzeństwo i rodzice. Mieli prawo bronić tych, których kochali i którzy byli sensem ich życia.
Pamiątki jak relikwie
Maleńka książeczka. Brunatne plamki to ślady krwi. To notatnik jednego z dowódców Batalionu „Gozdawa”. Jeden z zapisków brzmi: „Pan Jastrzębiec mieszka na ul. Zawrat 3 mieszkania 2, na Mokotowie”. Albo: „kompania miotaczy płomieni – porucznik Polan dowódca kompanii, sierżant Mały, plutonowy Włodek i plutonowy Wir”.
W 70 rocznicę Powstania Warszawskiego powstał film dokumentalny o powstaniu. Ci którzy potrafią czytać z ruchu warg, odtworzyli część rozmów nagranych w czasie wojny bez dźwięku. Na zdjęciach nie można było też rozpoznać koloru słynnej chusty. Po latach została odtworzona przez firmę Polski Jedwab. To apaszka, którą nosili Powstańcy Warszawscy m.in. ze Zgrupowania „Radosław”. Granatowy materiał w białe grochy. Żołnierze uszyli z niego chusty dla całego Zgrupowania. Według relacji materiał pochodził z magazynów wojskowych na Woli. W Muzeum Powstania Warszawskiego znajduje się oryginalny egzemplarz z 1944 roku. W filmie „Powstanie Warszawskie” podobną apaszkę nosi Stanisław Firchał ps. Wicher.
Dlaczego powstanie?
– Niemcy postanowili zniszczyć wszystkich Polaków. Pamiętamy czym było getto w Warszawie. To jest album poświęcony dzieciom – mówi ojciec Bogdan pokazując książkę. Widać w niej ile okrucieństwa, ile bólu potrafili zadać ludzie drugiemu człowiekowi.
– Mieszkańcom getta powstańcy przekazali broń. W momencie kiedy je zlikwidowano, ocalało tylko 300 Żydów, których Polacy uratowali z obozu Gęsiówka. Oni później dołączyli do Powstania i był to oddzielny batalion żydowski. Kiedy getto zostało zniszczone, całe dowództwo z generałem Ściborem Rylskim już wiedziało, że przyjdzie czas także i na całą Warszawę. Odpowiedź na pytanie: dlaczego wybuchło Powstanie?, – brzmi: Dlatego, że przez cały czas byliśmy przez hitlerowców przeznaczeni do całkowitego zniszczenia. Nikt by nie przeżył. Nie było innego wyjścia, jak tylko walczyć.
Kawał historii…
Książka Barbary Wachowicz nosi tytuł „Bohaterki Powstańczej Warszawy”. Z niej cytat: – „my musimy być mocne i jasne” (jasne czyli czyste). Na kartach książki zdjęcia dziewczyn, które w czasie powstania potrafiły poprawiać sobie makijaż, fryzury. Sanitariuszki, które spod ostrzału ratowały swoich kolegów. Listonoszki, które roznosiły wiadomości…
„Żołnierze Starówki” to jedna z książek, które dokładnie opisują to, co się wtedy działo. Z nazwiskami, datami, z fotokopiami rozkazów.
– W tym wszystkim brali udział harcerze, Szare Szeregi. Będąc uczniem zostałem harcerzem. Od tych ludzi, którzy przeżyli powstanie uczyliśmy się, co to znaczy prawda, czystość, mądrość. Uczyliśmy się sprawności od Rudego, Alka, od Zośki. Co to znaczy być człowiekiem, co znaczy być odważnym, być mężczyzną, kobietą. Od nich uczyliśmy się przyjaźni, słowności.
Ojciec Bogdan opowiada szóstoklasistom o swojej szkole, gdzie dyskusje między nauczycielem i uczniem kończyły się daniem słowa honoru przy klasie i było to respektowane przez nauczyciela.
– W momencie gdyby złamał to słowo, nie ma kolegów – mówi z powagą ojciec Kapucyn. – W szkole na warszawskiej Pradze w latach 70-tych danie słowa honoru przez ucznia „zamykało temat”.
Mówiono wtedy, że harcerz jest na dziś, na jutro i na pojutrze. Na dziś jest konspiracja, czyli zbieranie żywności, puszek, bandaży, zbieranie broni. Na jutro – jest Powstanie Warszawskie, czyli walka. Na pojutrze – budowanie nowej Polski i podział ról – jeden harcerz będzie lekarzem, inny nauczycielem i tak dalej…
– Chcieli, aby Polska w ten sposób była dobrze rządzona – tłumaczy ojciec Bogdan.
Emocje były ogromne i bardzo różne zarazem
Powstańcy nadal myślą, że są w Powstańczej Warszawie. Pan Ryszard Kępiński ocalał w jednym z kościołów. Opowiadając o tych rzeczach, nie pamięta wiele. Emocje w dziecku były tak ogromne. Pamięta tylko, że jego brat i rodzice zostali rozstrzelani.
Ojciec Bogdan Augustyniak wspomina spotkania opłatkowe, wigilijne, z rodzinami powstańczymi w Muzeum Powstania Warszawskiego. Po 70 latach oni cały czas tym żyją, odtwarzają. To wszystko im się śni. Życzenie opłatkowe brzmi więc mniej więcej w ten sposób: „wszystkiego najlepszego, a pamiętasz jak wychodziliśmy wtedy z kanału…”. Powstańcy wracają do tego, gdzie byli, co robili, rodzaj uzbrojenia, najdrobniejsze szczegóły. Takie emocje są w nich do tej pory.
– Jako dziecko mieszkałem na warszawskiej Pradze. Zrobiłem razem z innymi dzieciakami głupi żart – opowiada ojciec Bogdan. – Mieliśmy łuski z prochem i poukładaliśmy je na torach. Kiedy najechał na nie tramwaj, zabrzmiała jakby seria z karabinu maszynowego. Pewien pan w garniturze szedł gdzieś, pewnie w gości i słysząc tę „serię z karabinu” padł jak długi. Widzieliśmy, jak czołgał się do najbliższej bramy. Dla tego człowieka na Pradze wojna cały czas trwała. Słysząc strzały pada plackiem i czołga się. Jak on nas zobaczył i zrozumiał, że to żart, to puścił się w ulicę Długą za nami. Uciekliśmy, ale odchodząc było nam tak głupio, że nawet nie rozmawialiśmy ze sobą. Nigdy więcej takiego żartu nie powtórzyliśmy.
Nie da rady zapomnieć, że się do kogoś strzelało
Pewne rzeczy drzemią w ludziach przez długie lata. Jako kapelan jednostki wojskowej ojciec Bogdan spotkał się z trudną sytuacją człowieka. To był wartownik, który w 1998 roku został napadnięty. Oddał strzał w kierunku cieni. Przez dwa dni dochodził do siebie. – Chodziliśmy z nim w tamto miejsce, pokazywaliśmy, że nie ma śladów krwi, że w nikogo nie trafił – opowiada ojciec. – Mimo to był roztrzęsiony. Taka jest normalna reakcja kogoś, kto strzela do drugiego człowieka. A co działo się w powstaniu? Pamiętajmy, że nasi dziadkowie chwycili za broń, żebyśmy mogli tutaj dzisiaj być.
Od Powstańców z Batalionu „Gozdawa”
Należą do Światowego Związku Żołnierzy AK. Ponieważ dowiedzieli się, że ojciec Bogdan Augustyniak będzie dawał lekcję historii w „Czwórce”, chcieli za to zainteresowanie podziękować. Zarząd Główny Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej uchwałą numer P36 dnia 18 grudnia 2015 roku nadał Szkole Podstawowej nr 4 im. Jana Pawła II w Lubartowie dyplom uznania za zasługi dla Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, wraz z podziękowaniem za aktywną i wybitną działalność dla dobra środowiska AK-owskiego.
Do dyplomu ojciec Bogdan Augustyniak dołączył orzełka z Powstania Warszawskiego. – Nie da rady zrobić czegoś dobrze, jeśli się nie robi tego z sercem – dodał na zakończenie lekcji.
W niezwykłym spotkaniu uczestniczyli nauczyciele – Justyna Wereszczyńska i Jolanta Antos oraz dyrektor szkoły Krzysztof Świć.
Aleksandra Jędryszka
Poniżej zamieszczamy zdjęcia ze spotkania. Można na nich zobaczyć przedmioty pochodzące z Batalionu „Gozdawa”. Ojciec Bogdan przechowuje je w specjalnym kuferku. Te wyjątkowe pamiątki to:
- Ekspress Lubelski z 27 lipca 1939 roku , a w nim m.in. artykuł „Jak urządzić schron w mieszkaniu”.
- Orzełek z czasów Powstania Warszawskiego.
- Furażerka z Powstania, z widocznym miejscem, w którym był przyczepiany orzełek.
- Pas z czasów powstania.
- Ładownica, w której trzymano pociski do karabinu.
- Manierka używana w czasie wojny od 1939 roku w Wojsku Polskim. Poznaje się ją po charakterystycznym koreczku umieszczonym w nakrętce.
- Bagnet niemiecki paradny zdobyty w czasie Powstania.
- Notatnik jednego z dowódców Batalionu „Gozdawa”.