„Zakop to natychmiast w ogrodzie!” (wspomnienia z okresu okupacji)
Rośnie w naszym ogrodzie potężna grusza, której „słuszny” wg p. Zagłoby wiek, niedługo osiągnie lat 100. przetrwała II Rzeczpospolitą, II wojnę jak również niemiecką okupację, której chciałbym co nieco uwagi poświęcić. Do wspomnienia o dawnych czasach zmobilizował mnie i jednocześnie zbulwersował niemiecki film pt. „Nasze matki, nasi ojcowie”. Był rok 1938. W ogrodzie naszym właściwie w sadzie, rosło i owocowało 210 drzew, które wydzierżawiał Żyd o imieniu Mosze, z profesji szewc, a dom jego stał w niewielkiej odległości od bożnicy (obecnie urz. Gminy) w miejscu, gdzie znajduje się kiosk „Karolina”. Właśnie pod tą gruszą stała pokryta słomą budka sadownika. Mosze miał dwie córki, które podczas jego nieobecności pilnowały sadu. Starsza Hana – brunetka ok. 8 lat i młodsza – blondynka niemal zawsze usmarowana, lat ok. 5. Dziewczynki lubiły bardzo kwiaty, których w ogrodzie było mnóstwo, ponieważ tata nauczyciel, w każdej wolnej chwili pomnażał swój kwiatostan. Matta chodziła ustawicznie za mną i powtarzała do znudzenia „Daj mi kwatyn”. Od czasu do czasu dawałem jej jakiś kwiatek, tak aby tata tego nie zauważył. Lata mijały. Nadeszła wojna i wraz z wkroczeniem Niemców zaczęły się prześladowania Żydów, które zakończyły się ich całkowitym wypędzeniem z Kamionki w 1942 r. Nie bez podstaw powstało w naszym kraju przysłowie: „Tyle możesz co Żyd za okupacji”. Żydom zabroniono wszystkiego, ponadto oznakowano ich „żółtą gwiazdą” i zabroniono opuszczania granic kamionki. Pewnego dnia przyjechało kilku żandarmów, którzy nakryli rodzinę żydowską na wypieku chleba. Wyprowadzili ich na rynek i pod aresztem gminnym rozstrzelali. To były pierwsze ofiary niemieckiej okupacji. Pamiętam, że Żyd z żoną leżeli twarzą do ziemi, trzymając się za ręce. Po tym fakcie oglądałem dwóch zastrzelonych Żydów na cmentarzu, leżeli na ścieżce wśród zboża, wiodącej w kierunku lasu „Borek”. Po wypędzeniu Żydów z Kamionki w 1942 r. nie wszyscy udali się we wskazanym przez Niemców kierunku „Nach Lubartow”. Spora ich ilość, kilkadziesiąt lub więcej osób udała się do gaju Bratnik w Lasach Kozłowieckich. W Bratniku wykopali sobie ziemianki i zamierzali przetrwać zimę. Ktoś usłużny doniósł o tym Niemcom. Ekspedycja żandarmów otoczyła teren. Doszło do tragedii. Kto był w lesie, został zastrzelony. Do ziemianek wrzucano granaty i palącą się słomę. Zginęli wszyscy, dorośli, dzieci, starcy. Niemcy kazali potem wyrównać teren i tak pozostało. W Bratniku zginęła Hana, Matta, jak również i Motek Reis wraz z rodziną. Na początku 1943 r. rozeszła się w Kamionce wieść. W nocy Niemcy zabili żyda. Leży w rowie obok budynku p. Bychawskiej. Podniecony ciekawością, poszedłem i ja zobaczyć, co się tam stało. W rowie leżał na lewym boku chłopczyna, mający lat 15 może 16. był w koszuli, bez butów, obok leżało pudełko bakaliowe, jakie używano do przechowywania mydła. Pudełko było otwarte, leżało w nim kilkadziesiąt groszy. Prawdopodobnie banknotami ktoś się zaopiekował. Z otwartych ust spłynęła strużka zakrzepłej krwi. Taki obraz ostatniego Żyda z Kamionki pozostał do dziś w moich oczach i pamięci. Wtedy absolutnie nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się dzieje z Żydami. Nigdy nie pomyślałem o tym, że to, co spotkało Żydów, spotka nas Polaków w drugiej kolejności, w wypadku zwycięstwa hitlerowskiej ideologii. Ideologii rasy „przyszłych panów świata”. W Kamionce w ratuszu znajdował się sklep spółdzielczy, który obsługiwał pan Franciszek Kubaszewski. Mając trochę zaoszczędzonego grosiwa, robiłem tam zakupy na podstawie kwitów za dostarczany Niemcom tzw. kontygent, pewnego razu w sklepie tym pojawiło się mydło, nawet dość elegancko zapakowane. Wyglądało na toaletowe. Dotychczas było rzadko dostępne, używało się tylko szare mydło „Schichta” z jeleniem. Kupiłem jedno na próbę i po przyjściu do domu pochwaliłem się o zakupie mamie. Ona wzięła do ręki mydło, przeczytała napis na opakowaniu i zawołała: po coś to kupił? Czytałeś co tu napisane? – Nie. To przeczytaj i natychmiast zakop w ogrodzie. Przeczytałem. Na opasce mydła był umieszczony napis „Mydło Rif – tłuszcz czysto żydowski”. Wykonałem mamy polecenie, ale dopiero wiele lat po wojnie zdałem sobie sprawę z tego, do czego była zdolna hitlerowska nienawiść rasowa.