Lubartowscy biegacze – droga do sukcesu
Drużyna „Lubartów Biega” w składzie Wioletta Dessauer i Grzegorz Pożak – nie przestaje zaskakiwać. Z czasem 10:01:44 zajęli drugie miejsce w Biegu Rzeźnika. To wielki sukces. Nasi lubartowscy „górale” dawali z siebie wszystko. Jak do tego doszło i jak przygotować się do takiego wysiłku – z biegaczami rozmawia Piotr Opolski.
Kiedy zrodził się pomysł, aby pobiec razem w tym morderczym biegu?
Pomysł wystartowania w Biegu Rzeźnika (6 czerwca 2015 r.) zrodził się w październiku 2014 roku po ultra Maratonie Bieszczadzkim, wtedy Wioletta zadebiutowała w swoim pierwszym biegu górskim i to na dystansie 56 km, zajmując 3 miejsce w kategorii kobiet. Te zawody przebiegliśmy razem, to miała być pierwsza lekcja Wioletty w biegach ultra. Po tych zawodach padło pytanie, „a może wystartujemy w Biegu Rzeźnika?”, decyzja była szybka. Startujemy!
Skąd wzięła się nazwa Bieg Rzeźnika?
Na początku lat dziewięćdziesiątych, po trzydniowym przejściu głównego szlaku bieszczadzkiego od Komańczy do Ustrzyk Górnych, dwóch przyjaciół, późniejszych członków klubu OTK Rzeźnik stwierdziło, że trasę tę są w stanie pokonać w jeden dzień, a w zasadzie w ciągu 12 godzin, powstał więc przyjacielski zakład. Parę lat później w 2004 roku zrealizowali ten zakład, organizując bieg z grupą znajomych. Nazwali go Bieg Rzeźnika, od nazwy klubu OTK Rzeźnik, w którym trenowali. Od tamtej pory bieg jest rozgrywany corocznie, a w każdej edycji jest coraz więcej chętnych.
Jak wyglądał finisz biegu?
Do mety biegliśmy ile sił w nogach, trasa była stroma, usiana kamieniami i wysokimi stopniami. Na tym odcinku Wiola potknęła się na kamieniu i wywróciła, rozcinając kolano i łokieć, ale szybko się zebrała i kontynuowaliśmy bieg, a w zasadzie ucieczkę od pary która nas goniła. Na mecie w Ustrzykach Górnych (77,7 km) zameldowaliśmy się z czasem 10:01:44, co dało nam ostatecznie 20 miejsce w generalce, a co najważniejsze 2 miejsce w kategorii mix. Pierwsze miejsce w naszej kategorii, jak i w całe zawody wygrali Magdalena Łączak i Paweł Dybek z Salomon Sunnto team, ich zwycięstwo w zasadzie było formalnością. Magda jest brązową medalistką Mistrzostw Świata w Skyrunningu na dystansie 80 km.
Jaka jest tajemnica waszego sukcesu?
Oprócz odpowiedniego przygotowania fizycznego, najważniejsze w takich długich biegach po górach, to wypracowanie odpowiedniej taktyki pokonania trasy. Przed zawodami studiowaliśmy trasę, jej profil, zapoznawaliśmy się z wynikami z poprzednich edycji, oglądaliśmy zdjęcia i filmy z poprzednich biegów, to wszystko pozwoliło nam na zapoznanie się z trasą i samym biegiem. Mieliśmy rozpisane tempo biegu i czasy na punktach. Zaplanowaliśmy nawet w jakich odstępach czasu mieliśmy spożywać żele i picie, to jest bardzo ważne, należy pić i jeść pomimo tego, że się nie ma na to ochoty, bo jeżeli poczujesz głód, albo pragnienie to znaczy, że jest już za późno. Największym błędem jest rozpoczęcie takiego biegu za szybko, po starcie należy biec z zaciągniętym hamulcem i utrzymywać założone tempo, pomimo tego, że wszyscy ciebie wyprzedzają i oglądasz ich plecy, ale w drugiej połowie trasy to ty wszystkich zaczynasz wyprzedzać i to oni oglądają twoje plecy.
Jakie kontuzje was dopadły? Na fotkach widziałem krwawiące kolano.
Cale szczęście obeszło się bez kontuzji, prócz lekkich otarć kolana i ręki u Wioletty, ale to jest efekt bezpośredniej walki na trasie. Oczywiście zdarzały się mniejsze potknięcia na kamieniach, korzeniach. Takie potknięcia bądź upadki to codzienność w biegach, zwłaszcza w crossach bądź biegach górskich. Co ciekawe, statystycznie w takich biegach jest mniej kontuzji niż w biegach ulicznych. Krwawiące kolano Wioletty to efekt wywrotki podczas zbiegania po kamieniach, po trudnym technicznie odcinku. Wydarzyło się to około 3-4 km przed metą, gdy uciekaliśmy od pary, którą chwilę wcześniej wyprzedziliśmy, ale to była walka o II miejsce.
A najciekawsze wydarzenie i najgorsze na trasie?
Najciekawszym momentem było podejście pod Połoninę Caryńską, kiedy dogoniliśmy 3 parę, Krzyśka i Magdę Dołęgowskich, jest to znane małżeństwo z biegów górskich, są to zaprawieni górale, startują w Polsce, jak i za granicą, biegali np. w UMTB oraz kilkakrotne w Biegu Rzeźnika. Niedawno wydali książkę „Szczęśliwi Biegają Ultra”, w niej jest między innym opisana taktyka rozegrania Biegu Rzeźnika, ich książkę również przeczytaliśmy. Gdy ich dogoniliśmy, zamieniliśmy z nimi parę słów, po czym z uśmiechem na twarzy pozdrowiliśmy ich i wyprzedziliśmy. Nie to, że było nam wesoło, tak naprawdę to mieliśmy ciemno przed oczami i brakowało nam powietrza, ale nie wolno było tego okazać przeciwnikowi.
Jak byście zachęcili innych do uprawiania takiego ekstremalnego biegania?
Bieganie po górach to świetny czas na spędzenie wolnego czasu. To nie tylko czyste bieganie, ale przede wszystkim kontakt z przyrodą. Każdy z nas próbuje w życiu przełamać swoje granice i własne bariery. Bieganie może nam w tym pomóc. Samo ukończenie takich zawodów daje nam niesamowitą satysfakcję, że dokonaliśmy czegoś, co dla większości osób jest nieosiągalne.
Dziękuję za rozmowę.