Promuje Lubartów w kraju i za granicą. Rozmowa z muzykiem Markiem Majewskim
Marek Majewski – człowiek który nie lubi stagnacji, wrażliwiec, który patrzy na świat okiem socjologa. Wokalista, gitarzysta, autor tekstów, kompozytor i realizator dźwięku, właściciel studia produkcji muzycznej Majart Studio. Muzykę, która wychodzi poza granice naszego miasta jak i kraju tworzy już 15 lat. W tym roku otrzymał Nagrodę Burmistrza za promocję Lubartowa.
Z Markiem Majewskim rozmawiamy między innymi o jego rozwoju muzycznym, nowo powstających płytach, pasjach i muzyce rockowej w Lubartowie…
Sięgnijmy do korzeni. Przypomnijmy, że śpiewałeś w zespole Psallite Deo. Jako jego reprezentant dostałeś nawet nagrodę w Chatce Żaka, którą był wyjazd do Londynu… Jak wspominasz ten czas?
Marek Majewski: Bardzo fajnie. Chodź z perspektywy czasu szkoda mi trochę dziewczyn, z którymi wtedy śpiewałem. Kobiety zwłaszcza śpiewające na pewnym etapie mają wzmożoną wrażliwość, poczucie niesprawiedliwości i współzawodnictwa. Dlatego sądzę, że było im trochę żal, że akurat taki „rodzynek” dostał wyróżnienie. To była pierwsza większa nagroda, którą dostałem, ważna dla mnie bo przyznawana przez ludzi z branży. Cała ta podróż do Londynu, to co się tam działo również muzycznie to było ciekawe i wzbogacające doświadczenie.
Co było później? Opowiedz o tych poszczególnych etapach rozwoju muzycznego…
Marek Majewski: Potem działo się bardzo wiele rzeczy. Długo praca, praca, praca…Z muzycznych historii postanowiłem zakładać zespoły, czyli grać muzykę rockową. Okazało się że wśród moich przyjaciół jest w zasadzie cały skład, z którym mogłem zacząć swoją zespołową drogę zespołu. Były to czasy lubartowskich zespołów, takich jak Metaxa i Bimbeer. Stąd też padł pomysł, żeby zespół nazwać Cider. Byłem też współzałożycielem zespołu Macheezmo, z którym trochę prężniej zaczęliśmy działać. Przygotowaliśmy materiał na pełną płytę, którą nagraliśmy jeszcze metodą garażową, dlatego też traktujemy ją jako materiał demo. Okazało się jednak, że jak na materiał demo brzmi ona zaskakująco dobrze (śmiech). Zostało jeszcze kilka egzemplarzy do rozdania na przykład na nagrody przy okazji jakiegoś wydarzenia. Okres od 1998 roku to czas, kiedy starałem się rozwinąć przede wszystkim pod kątem wokalnym, a sytuacja życiowa i ekonomiczna zmusiła mnie do tego, żeby od 2003 roku grać też zarobkowo na różnych eventach. W dzisiejszych czasach uważa się, że takie granie jest rzeczą która nie przystoi muzykowi. Ja natomiast nie uważam tego za żadną ujmę. Jestem zdania, że takie granie bardzo uczy kontaktu z ludźmi, obycia ze sceną, w moim przypadku bardzo rozwinęło mnie wokalnie i też gitarowo. Właśnie ten okres spowodował też, że zacząłem grać na gitarze, czyli dość późno jak na gitarzystę. Gitara zawsze była moim konikiem w sensie mentalnym. Teraz wychodzi to całkiem fajnie, lecz nigdy nie można powiedzieć, że umie się wszystko i stale należy się rozwijać. Dużo muzycznie zaczęło się dziać od początku lat 2010. Nagle zaczął odzywać się Lublin, najpierw zespół Exit. Tam z kilkoma bardzo dobrymi muzykami, którzy w późniejszym czasie stali się jednymi z najlepszych w kraju tworzyliśmy razem muzykę przez półtora roku. I nagle zjawił się zespół Acute Mind. Zadzwonili do mnie z pytaniem czy nie chciałbym u nich śpiewać.
W perspektywie było nagranie płyty, koncerty i to spowodowało, że wokalista na etapie, w jakim ja byłem wówczas, zyskał szansę przeskoczenia poprzeczkę wyżej w swojej karierze. Zrobiliśmy obszerny materiał, a w międzyczasie zjawił się Marek Kułakowski – człowiek z dobrą duszą i sporą ilością gotówki, który specjalnie pod ten projekt założył wytwórnię płytową, która wydała pierwszą płytę naszego zespołu. Profesjonalne studio, wielogodzinne sesje nagraniowe pod okiem bardzo dobrego producenta Sławka Gładyszewskiego oraz niejednokrotnie zdarte gardło (śmiech). To doświadczenie nauczyło mnie bardzo dużo pod kątem pracy studyjnej, co teraz procentuje w moim własnym studiu. Po wydaniu tej płyty była krótka ogólnopolska trasa koncertowa z Acute Mind. Powinienem powiedzieć „europejska” bo zahaczyliśmy również o Niemcy. Nagraliśmy na tej płycie m.in. utwór Misery, który dotarł do 11 miejsca Listy Przebojów Trójki.
Chyba lubisz zmiany?
Marek Majewski: Tak, jestem osobą, która nie lubi stagnacji. Cały czas u mnie musi się coś dziać. Jeśli okres „zastoju” jest zbyt długi z małymi szansami na poprawę, to Marek zaczyna szukać. Tak było właśnie w przypadku okresu Acute Mind. W pewnym momencie zespół popadł w pewnego rodzaju zawieszenie. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności poznałem Krzysztofa Patockiego, znakomitego perkusistę, który ma na swoim koncie stworzenie zespołu Human, współpracę m.in. z Kasią Kowalską, Perfect i wieloma innymi gwiazdami polskiej sceny. Krzysiek zaufał mi mimo, że nie byłem wówczas zbyt sprawnym, gitarzystą (aczkolwiek bardzo szybko uczącym się) i polecił mnie Rafałowi Brzozowskiemu. W jego zespole grałem przez półtora roku, dając kilka fajnych koncertów, z czego dwa z nich transmitowane były w TV. Nasze drogi jednak się rozeszły. Nie należę do ludzi, którzy mają tzw. „parcie na szkło”, więc nie było to trudne i burzliwe rozstanie. Czas i życie nauczyło mnie tego, że pokora to bardzo ważna rzecz. Trzeba znać swoją wartość, ale nie przesadnie przechwalać się swoimi umiejętnościami.
Potem zjawiła się Osada Vida ze Śląska, z którą dzieliliśmy scenę jeszcze podczas trasy koncertowej Acute Mind. Już wtedy Łukasz (lider Osady) zaczął podpytywać mnie o gościnny udział w ich nowej płycie. Po 2 latach zadzwonił z przypomnieniem i umówiliśmy się na trzy utwory. Na tyle spodobały im się moje pomysły wokalne i teksty, że zaproponowali mi nagranie całej płyty, a w konsekwencji dołączenie do zespołu. Promujący płytę Particles utwór Stronger dotarł do 18 miejsca Listy Przebojów Trójki. Z Osadą zostałem na dwie kolejne płyty, aż do 2017 roku, kiedy to kontakt zaczynał słabnąć m.in ze względu na zbyt dużą odległość między Bytomiem, a Lubartowem. Kolejnym dziwnym trafem był kontakt z Adamem Konkolem z zespołu Łzy, który zaproponował mi zaśpiewanie w skomponowanych przez niego piosenkach na mocno rockową płytę. Ostatecznie skończyło się na kilku utworach, z czego jeden z nich przez kilka tygodni znajdował się na jednym z czołowych miejsc listy przebojów Antyradia.
Aż w końcu znowu trafiłeś do Acute Mind jako wokalista i gitarzysta i trwa to do dzisiaj ? Masz własne profesjonalne studio nagraniowe…
Marek Majewski: Tak, potem był powrót do Acute Mind. Zespół trwał w zawieszeniu usilnie próbując znaleźć nowego wokalistę. Po rozmowach zdecydowaliśmy, że zrobimy projekt, który jest zupełnie poboczny i który będzie zawierał utwory w stylu Blackfield. W tym czasie właśnie wpadłem na pomysł stworzenia miejsca do grania prób z możliwością rejestracji materiału. Po zmianie lokalizacji postanowiłem stworzyć własne, profesjonalne studio, do budowy którego poprosiłem o pomoc jednego z najlepszych specjalistów do spraw akustyki wnętrz, Szymona Sieńko. W MajArt Studio jest jeszcze sporo pracy ale studia nagrań rządzą się takimi prawami, że jest to „studnia bez dna”, więc nieustannie inwestuję w zakup kolejnych urządzeń, które sprawiają, że to miejsce cały czas się rozwija. Dzięki temu również zespół Acute Mind ma wspaniałe warunki do nagrań i pracy nad nowym materiałem.
Opowiedz o nowo powstającej płycie Acute Mind, nad która pracujecie.
Marek Majewski: Płyta jest zbiorem całego tego materiału, który został napisany przez okres zawieszenia zespołu. Został on przearanżowany na nowo. Jest też kilka pomysłów zupełnie nowych, które pojawiały się przez te 2 lata. Zbliżamy się do końca tego, abym ja przed wydaniem zasiadł przed komputerem nad bardzo długim i żmudnym procesem miksu i masteringu oraz wyboru tego najpiękniejszego brzmienia, które będzie reprezentować tę płytę. Zapewniam, że będzie jej można posłuchać jeszcze w tym roku.
Niezależnie od pracy z zespołem ruszasz ze swoim osobistym materiałem. Czy możesz powiedzieć coś więcej o tym?
Marek Majewski: Postanowiłem, że niezależnie od tego, co będzie się działo w zespole, wrócę do tematów pisania muzyki i tekstów oraz muzycznego realizowania siebie. Chcę zrobić taki projekt, który będzie reprezentował to, co gra mi w duszy i nad czym będę miał pełną kontrolę. Muszę przyznać, że jestem osobą która nie lubi mieć kogoś nad sobą w sensie zawodowym. Chcę wydać własną płytę, oczywiście z pomocą chłopaków z zespołu. Nie spieszy mi się ale, do końca tego roku planuje zamknąć proces kompozycyjny, a potem zabrać się już za nagrywanie płyty, więc na wiosnę powinna ujrzeć już światło dzienne.
Muzycy z twojego zespołu to podobno ludzie z ogromnym doświadczeniem i otwartymi muzycznymi głowami. Przedstaw ich…
Marek Majewski: Gabriel Menet to człowiek, którego nazwisko najłatwiej wypowiadają Francuzi (śmiech). Okazało się, że słucha bardzo ciężkiej muzyki mimo, że jest jazzowym pianistą. Tworzy muzykę filmową, ilustracyjną do przedstawień teatralnych, napisał hymn młodzieżowych Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Konrad Iwan – to postać znana w Lubartowie, to człowiek legenda wśród muzyków. Jest wszechstronnym basistą, świetnie odnajdującym się w klimatach muzyki popularnej, piosenki aktorskiej czy stylistyce muzyki afro–kubańskiej. Świetnie gra również potężne, rockowe dźwięki. Razem graliśmy w wielu projektach. Ma bardzo bogate doświadczenie i warsztat. Naturalnym wyborem perkusisty był dla mnie mój przyjaciel Przemek Pawlas – razem z nim prowadzę studio. Rozumiemy się bardzo dobrze na polu muzycznym i prywatnym, więc nie wyobrażam sobie nikogo innego w moim zespole.
Sam tworzysz teksty…O czym one są? Jak wygląda cały proces twórczy?
Marek Majewski: Z zawodu jestem socjologiem. Bardzo lubię obserwować to co się dzieje dookoła nas właśnie okiem socjologa, ale też artysty. Interakcje międzyludzkie, to co się dzieje wewnątrz ludzi, dylematy które powstają w ich głowach, problemy z którymi borykamy się wszyscy, bezdomność, głód. Niejednokrotnie zapominamy czym jest natura, z jakiego świata się wywodzimy, na jakim żyjemy i jak bardzo go zaniedbujemy.
Czerpiesz też inspiracje z własnego życia, własnych doświadczeń? Przelewasz emocje na papier?
Marek Majewski: Tak, są takie tematy które zawieram w tekstach jako analizę swojej osoby. Z reguły jednak nie lubię o sobie pisać. Jestem bardzo skomplikowaną osobą, która ma w sobie bardzo dużo emocji. Wolę skupiać się na ogóle, na tym co obserwuję.
Czy jest coś co pasjonuje Cię tak jak muzyka?
Marek Majewski: Grafika komputerowa…
Tworzysz okładki na płyty?
Marek Majewski: Zdarza mi się, ale głównie nie są to artystyczne rzeczy w kontekście prac choćby nad okładkami. Zajmuję się przede wszystkim grafiką komputerową w czysto zawodowym i komercyjnym wydaniu czyli grafikami reklamowymi.
Byłeś pomysłodawcą Rock Alert Festiwal? Jak to się narodziło?
Marek Majewski: Nazwę festiwalu wymyśliłem wraz z Mariuszem Olszakiem. Wpadliśmy na pomysł stworzenia w Lubartowie jakiegoś rockowego festiwalu, jednak nie na zasadzie konkursu. Pamiętam, że podczas pierwszej edycji było mnóstwo ludzi, a na scenie pojawiły się bardzo dobre, rozpoznawalne zespoły rockowe.
Jak ma się według Ciebie muzyka rockowa w Lubartowie dzisiaj? Jak to było kiedyś?
Marek Majewski: Kiedyś muzyka rockowa w tym mieście kreowana była przez koncerty. Lubartów był bardzo rockowym miastem. Dziś tego nie ma, ponieważ sytuacja z edukacją młodzieży pod tym kątem spowodowała, że nie mają oni tego pozytywnego nałogu uczestnictwa w koncertach (zwłaszcza płatnych). Starsi natomiast chyba zapomnieli o tym, jak to było kiedyś, kiedy częstotliwość takich wydarzeń była bardzo duża. Nie wiem czy będziemy w stanie wrócić do tego, co działo się kiedyś i postawić to miasto na nogi w tej kwestii. Osobiście mam pewien pomysł, który jest obecnie na etapie planowania. Jeśli udałoby się zrealizować ten plan, moim zdaniem Lubartów miałby szansę wbić się w kalendarz imprez ogólnopolskich. Mówię o bardzo dużym wydarzeniu muzycznym.
Za promocję miasta dostałeś Nagrodę Burmistrza podczas tegorocznych Dni Lubartowa. Jakie znaczenie dla Ciebie ma to wyróżnienie?
Marek Majewski: Nagroda ma dla mnie ogromne znaczenie. Jest namacalnym świadectwem tego, że wreszcie pojawił się ktoś, kto był w stanie zauważyć to, co robię. Nie jestem łasy na nagrody, ale zrobiło mi się bardzo miło. Przez te ostatnie 15 lat, kiedy tworzyłem muzykę wychodzącą poza granice naszego miasta i kraju zmieniało się kilku burmistrzów. Żaden z nich nawet nie pomyślał, albo nie chciał pomyśleć o tym, że jest w tym mieście ktoś, kto wbrew pozorom jest w stanie je promować. Może mało medialnie, bo nie pojawiam się w telewizji publicznej i nie biorę udziału w żadnych talent show, ale jednak. Bardzo dziękuję burmistrzowi Krzysztofowi Paśnikowi za to wyróżnienie. To bardzo motywujące do dalszej, wytrwałej pracy tak prywatnie, jak również pod kątem promocji miasta, bo to właśnie w Lubartowie mieszkam, pracuję i tworzę muzykę, sprowadzając niejednokrotnie do swojego studia różnych muzyków z całego kraju.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Katarzyna Wójcik